Te zarzuty są uzasadnione, choć definitywnie przesądzi o tym pełne zbadanie sprawy.
Konflikt interesów to nie tylko bowiem typowa sytuacja, gdy np. adwokat prowadzi sprawę przeciwko osobie, której kiedyś bronił, co budzi wątpliwości, czy w pełni wywiąże się z obowiązków. Wtedy powinien się wyłączyć, tak samo jak urzędnik czy sędzia ze sprawy dotyczącej majątku jego lub najbliższej rodziny. Inaczej byłby to oczywisty konflikt między interesem prywatnym urzędnika a interesem publicznym, którego winien strzec.
To, co teraz obserwujemy w sprawie prywatyzacji działki przy Chmielnej 70, zwróconej dziekanowi warszawskiej palestry w ramach reprywatyzacji przez Biuro Gospodarki Nieruchomościami, w którym jego żona pracowała od pięciu lat, to tzw. postrzegany konflikt interesów. Dochodzi do niego, gdy urzędnik może być postrzegany jako mogący mieć wpływ na decyzję urzędu, która uwzględnia jego prywatny interes. Drugorzędne znaczenie ma późniejsze ustalenie, że wpływu nie miał.
Co do męża urzędniczki – adwokata, można rozważać, czy nie naruszył zasad etyki adwokackiej, ponieważ nie wpłynął na żonę-urzędniczkę, by ujawniła przełożonym, że mąż ma w tym urzędzie sprawę i naraził ją właśnie na konflikt interesów.
To są uniwersalne zasady zawarte w wielu dokumentach, np. w zarządzeniu prezesa Rady Ministrów z 6 października 2011 r. – wytycznych w zakresie przestrzegania zasad służby cywilnej. Przestrzegania tych zasad można oczekiwać również od pracowników samorządowych. Bez znaczenia jest, że nie ma prawnej definicji konfliktu interesów, bo to zagadnienie stare jak świat i na jego kanwie zapadło wiele orzeczeń.