Wkrótce na forum Rady Dialogu Społecznego rozpoczną się rozmowy na temat wskaźników wzrostu wynagrodzeń w ramach prac nad budżetem na 2023 r. – To temat zawsze trudny, a w tym roku szczególnie, ze względu na wysoką inflację w Polsce – zaznacza Łukasz Bernatowicz, wiceprezes Business Centre Club.
Presja rośnie
Przypomnijmy, że według rządu w całym 2022 r. inflacja może wynieść średnio ponad 9 proc., a zdaniem ekonomistów – nawet 11–12 proc. To powoduje presję na podwyżki płac także ze strony pracowników budżetówki. Tym bardziej, że zakładany na ten rok wskaźnik wzrostu tzw. kwoty bazowej w sferze budżetowej to 4,4 proc., a więc dużo poniżej tempa wzrostu cen.
Ostatnio też lider PO Donald Tusk zaproponował, by płace w sferze budżetowej wzrosły o 20 proc. Za to Ministerstwo Zdrowia na Twitterze podało w poniedziałek, że realizacja nowej ustawy spowoduje, iż najniższe zasadnicze wynagrodzenie w ochronie zdrowia wzrośnie od 17 do 41 proc. zależnie od grupy, a średnio – aż o 30 proc. Czy na takie dwucyfrowe podwyżki, które „dogoniłby” inflację, mogą liczyć pracownicy innych jednostek publicznych? – Tu trzeba być bardzo ostrożnym – zauważa Mariusz Zielonka, ekspert ekonomiczny Konfederacji Lewiatan.
Ryzykowna spirala
– Z jednej strony, pracownikom sfery budżetowej, jak wszystkim, należy się jakieś wyrównanie w związku z inflacją. Z drugiej strony, patrząc na sytuację budżetową, nie wydaje mi się, by rząd zdecydował się na inflacyjną waloryzację jednym wskaźnikiem dla wszystkich. Zresztą, moim zdaniem, należałoby jednak podchodzić do kwestii podwyżek indywidualnie, podnosić wynagrodzenia w tych obszarach i zawodach, które odstają od reszty lub sytuacji rynkowej – wyjaśnia Zielonka.