– Mamy już rynek pracownika, bardzo trudno jest o specjalistów i fachowców praktycznie w każdej branży – mówi Konrad Bajger, doradca zarządu Śląskiego Związku Pracodawców Lewiatan. – Brakuje też pracowników z tzw. miękkimi umiejętnościami, np. handlowców. Nic dziwnego, że firmy biją się o nich, oferując m.in. wyższe płace.
Specjaliści żądają więcej
Na Śląsku wzrost przeciętnego wynagrodzenia w przedsiębiorstwach płac w sierpniu okazał się na tle kraju rekordowy – 8,9 proc. w porównaniu z sierpniem zeszłego roku. Po części to efekt ogromnych podwyżek w górnictwie, aż 28,5 proc., ale szybko płace też rosną w hotelarstwie i gastronomii – o 12,1 proc. – czy branży telekomunikacyjnej i informacyjnej – o 8,2 proc. (choć są i takie sektory, gdzie zarobki praktycznie stoją w miejscu).
Silną presję płacową odczuwają też dolnośląskie przedsiębiorstwa – wynagrodzenia są tam o 7,9 proc. większe niż rok wcześniej. – Problem z niedoborem rąk do pracy widać wszędzie już od wielu miesięcy – podkreśla Artur Mazurkiewicz, prezes organizacji Dolnośląscy Pracodawcy. – Ostatnio bardzo uwidocznił się w budownictwie. Napływ pracowników z Ukrainy nie wystarczy, bo tamtejsi specjaliści cenią się nawet bardziej niż polscy – dodaje Mazurkiewicz.
Ale nie wszędzie w Polsce płace rosną równie szybko. Z danych wojewódzkich urzędów statystycznych wynika, że wyższe podwyżki na razie dosyć skutecznie omijają głównie takie regiony, jak: lubelskie, podkarpackie, mazowieckie czy warmińsko-mazurskie. Na Mazowszu (gdzie płace w sierpniu wzrosły rok do roku o 5,2 proc., a w okresie styczeń–sierpień o 4,2 proc.), przyczyną może być przede wszystkim efekt tzw. wysokiej bazy. W tym województwie przeciętna płaca jest bowiem najwyższa i przekracza już 5,3 tys. zł. brutto. Nawet w handlu zarabia się średnio 5,3 tys. zł (tak przynajmniej podają statystyki), a w ICT – 8,5 tys. zł.