Pilne wyposażenie armii w szturmowe śmigłowce to jedna w ważniejszych rekomendacji ostatniego Strategicznego Przeglądu Obronnego. W końcu zeszłego roku w MON szacował, że potrzebujemy nawet 64 maszyn.
Ekipa Antoniego Macierewicza w resorcie obrony konsekwentnie zdawała się sugerować , że jednym z faworytów sztabowych planistów jest amerykański Apacz.
Nic dziwnego, uderzeniowy śmigłowiec AH 64 Apache, produkt Boeing Defense, Space & Security (BDS)- zbrojeniowej części amerykańskiego, lotniczego giganta, uchodzi na świecie za wzorzec helikoptera szturmowego. Cena tych dziesięciotonowych maszyn przekracza 60 mln dol. za sztukę. Oprócz strzeleckiego oręża pokładowego mogą przenosić 16 przeciwpancernych kierowanych rakiet Hellfire, pozwalających zwalczać czołgi i niszczyć umocnione cele, nawet spoza zasięgu wrogiego ostrzału.
Apacz uznawany jest wciąż za doskonałą broń do wykonywania uderzeń wspierających wojska lądowe. Jako jedyny z amerykańskich bojowych wiropłatów dysponuje taktycznym radarem, umożliwiającym prowadzenie rozpoznania w najtrudniejszych warunkach i skuteczne zarządzanie polem walki.
Wszyscy konkurenci Apacza
Ale „latające czołgi" Boeinga mają na rynku poważnych rywali. Zainteresowanie polskim przetargiem na śmigłowce uderzeniowe zgłasza Airbus Helicopters, który oferuje sprawdzone w Afganistanie i operacjach północnoafrykańskich, helikoptery atakujące Tiger. Swoją bojową wartość maszyny z Marignane weryfikowały m.in. podczas kampanii w Afganistanie, współpracowały wówczas efektywnie z transportowymi caracalami.