Do słów polityków należy zazwyczaj podchodzić ostrożnie, ale akurat w przypadku ich zapewnień, że stawka nachodzących wyborów jest wysoka, trzeba zrobić wyjątek, bo zaiste – nie tylko o to, kto przejmie władzę w samorządach idzie w nich rzecz. Jakie mogą być konsekwencje porażki lub wygranej PiS w elekcji, która czeka nas już w najbliższą niedzielę?
Marsz PiS po pełnię władzy
Już wcześnie pisałem dla „Rzeczpospolitej", że w dzień po wyborach wszystkie duże partie ogłoszą swój triumf, bo każda z nich będzie robić dobrą minę do złej gry, wskazując, jaki to odniosła sukces i dlaczego należy ją właśnie uznać za zwycięzcę samorządowej batalii. Ale wnikliwi obserwatorzy oraz uczestnicy gry, czyli politycy, samorządowcy, analitycy, dziennikarze, będą jednak mogli z otrzymanych wyników wywnioskować, czy obóz władzy odniósł sukces, czy też po trzech latach rządzenia „zaliczył" pierwszą porażkę.
Jeśli bowiem PiS nie zdobędzie żadnego dużego miasta, a wynik rywalizacji na poziomie sejmików nie przyniesie jego oczywistego zwycięstwa, oznaczać to będzie, iż formacja Jarosława Kaczyńskiego jest do pokonania, a jej marsz po pełnię władzy został zatrzymany. To kluczowy moment politycznych bitew, z jakimi aż do wiosny 2020 roku będziemy mieli do czynienia co mniej więcej sześć miesięcy. Już w niedzielę może się okazać, że ugrupowanie, które przedstawia się jako dominator na polskiej scenie politycznej, i tak zresztą jest postrzegane przez konkurencję oraz większość Polaków, zostało zastopowane w walce o samorządy.
Nie ma rady? Jest!
Byłoby to destrukcyjne dla niego – nic bowiem tak nie buduje siły PiS, jak powszechna o niej opinia. Nawet przeciwnicy tej partii godzą się powoli z tym, że nie ma na nią rady i trzeba pogodzić się z jej wieloletnimi rządami. Gdyby okazało się, że w pierwszej od przejęcia władzy potyczce wyborczej ugrupowanie to albo przegrywa, albo wygrywa jedynie minimalnie, uskrzydliłoby to z całą pewnością opozycję. Zdekonstruowałoby to mit o wszechpotężnym Kaczyńskim i niezatapialnym krążowniku PiS. To zaś mogłoby prowadzić do poważnych zmian w nastrojach społecznych w obliczu kolejnych elekcji.
Obnażenie słabości PiS i pokazanie, że jest ono do „ogrania", byłoby niszczące dla tej formacji. Przypomnijmy, że tylko raz od 2015 roku zostało ono prześcignięte w sondażach opinii publicznej przez PO – stało się to po pamiętnej porażce brukselskiej w sprawie wyboru Donalda Tuska na drugą kadencję. Na nic zdały się kwiaty dla Beaty Szydło i zapewnienia o tym, że 1 znaczy więcej niż 27. Notowania PiS poleciały na łeb na szyję. Dlaczego? Właśnie dlatego, że zdekodowany został mit jego niezwyciężoności.