Miało być o Europie, ale wyszło tak jakoś na okrągło. Hasło z exposé „powrotu do korzeni" Europy stało się okrętem flagowym opowieści premiera Mateusza Morawieckiego o tym, jakiej chciałby Unii Europejskiej. Reszta to ogólniki o zasadzie pomocniczości, większej konkurencyjności itd. I brakło choćby słowa o tym, jak Polska zamierza do tego doprowadzić. Rzeczą polityka jest powiedzieć, jaki ma plan i jakie instrumenty pozwolą mu plan ten zrealizować. Czy Polska może poważnie myśleć o układaniu europejskich spraw tylko z państwami wyszehradzkimi, podatnymi zresztą na pokusy płynące z zachodnich stolic? Jesteśmy w chłodnych relacjach z Francją, słabych z Hiszpanią, dziwacznych z Niemcami, którzy jako głównego środka do współpracy z Polską używają od czterech lat cierpliwości dyplomatycznej, ale na poważniejsze układanki ochoty nie mają?
Gdzieś brzęczy w głowach polityków obozu władzy fałszywy ton, że na samym początku integracji, w latach 50. i 60. XX wieku, to Europa była bardziej taka, jak oni by chcieli. Tak zapewne myśli także Mateusz Morawiecki, obiecując „wracanie do korzeni".
Przekonanie obozu rządowego, że u swych korzeni Europa była jakaś „wygodniejsza" dla nich, nie jest niczym nowym. Była premier Beata Szydło opowiadała się za „Europą ojczyzn", wydumanym konceptem prezydenta Francji de Gaulle'a, stworzonym w latach 60. ubiegłego wieku na potrzeby poprawienia stanu psychicznego Francuzów po utracie kolonii. Beata Szydło mówiła tak: „Powinniśmy budować zjednoczoną Europę ojczyzn. Wszyscy w UE jesteśmy partnerami i tak powinniśmy się traktować".
Także Mateusz Morawiecki już kilka lat temu mówił, jakiej chciałby Europy: „Widzę silną Europę militarnie i gospodarczo, Europę suwerennych państw, które decydują na poziomie narodowym i współpracują ze sobą na zasadzie budowy silnego i jednolitego rynku". Swoje wizje na temat tego, jaka ma być Europa, snuł także w przeszłości wicepremier Jarosław Gowin, który mówił tak: „Nasz rząd i rząd Viktora Orbána jednoznacznie opowiadają się za pogłębianiem integracji europejskiej. Tyle tylko, że my pojmujemy zjednoczoną Europę jako »Europę ojczyzn«". W innym wywiadzie ten sam polityk mówił: „Zjednoczona Europa albo będzie – jak chcieli jej ojcowie założyciele – Europą ojczyzn, suwerennych państw narodowych, albo – pod ciężarem utopijnego i opresyjnego dążenia do budowy europejskiego superpaństwa – rozsypie się jak domek z kart".
Zamieniamy się na chwilę w archeologów idei integracji europejskiej, rozgrzebujemy piasek, kopiemy i szukamy tego zdrowego korzenia integracji europejskiej.