Kto naprawdę zabił księdza Jerzego Popiełuszkę? Dlaczego? Na razie nie wiemy, jak było, nim ksiądz zginął. Wiemy za to, co stało się po jego śmierci. Te ułamkowe informacje przekazują nam wiele o jej sprawcach.
W 2002 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił szefa Służby Bezpieczeństwa gen. Władysława Ciastonia od zarzutu pomocy w zabójstwie księdza, uniewinnił go także od innych zarzutów związanych z działaniami przeciw księżom Jerzemu i Bardeckiemu oraz jego wcześniejszą ubecką działalnością. W tym czasie pojawiła się w „Super Expressie” informacja z toczącego się śledztwa w oddziałowej komisji IPN w Lublinie o świadkach, którzy widzieć mieli, jak 25 października 1983 r. (a więc już po ustalonej dacie śmierci księdza, gdy Piotrowski i towarzysze byli za kratkami) nieznani mężczyźni wrzucali do wody na tamie we Włocławku duży pakunek przypominający ciało ludzkie.
[srodtytul]Kto zabił[/srodtytul]
Wątpliwości pojawiły się wcześniej, jeszcze zanim rozpoczął się proces toruński, w jakim skazano tych, którzy księdza uprowadzili. Wydobyte z zalewu po kilku (kilkunastu) dniach zwłoki były zmasakrowane, widzieli to wszyscy ci, którzy mieli okazję oglądać wystawione ciało na katafalku bądź jego zdjęcia. Opinia biegłych mówiła zaś, że są to zmiany spowodowane rozkładem ciała w wodzie. Kolejne wątpliwości dotyczą jedynego świadka zbrodni, kierowcy księdza, Waldemara Chrostowskiego. Jak był w stanie wyskoczyć z pędzącego z prędkością 100 km/godz. samochodu, nie odnieść żadnych poważniejszych obrażeń i uciec przed mordercami? Czemu go nie ścigali?
Informacje o tajemniczych wydarzeniach na włocławskiej tamie po śmierci księdza miały być znane już wtedy. Czy chodziło (i chodzi) o celową dezinformację? Faktem za to są dziwne okoliczności śmiertelnego wypadku 30 listopada 1984 funkcjonariuszy MSW, którzy zbierali materiały dotyczące zabójstwa księdza.