Talibowie przeprowadzili prawdziwy szturm w mieście Chost, gdzie do ataku wysłano co najmniej sześciu zamachowców-samobójców uzbrojonych w tzw. pasy szahida. Rzecznik MSW Afganistanu Zahir Azimi powiedział, że celem były budynki rządowe. Napastnicy najpierw zdetonowali samochód-pułapkę, potem do akcji przystąpili samobójcy. Po godzinnej walce zginęła większość napastników. Talibowie zaatakowali także posterunek wojskowy w Nuristanie, ale siły koalicji i wojska afgańskie odpowiedziały celnym ostrzałem artylerii, zabijając aż 16 przeciwników.

Patrole sił międzynarodowych i wojska afgańskie stały się w weekend celem całej serii ataków z wykorzystaniem przydrożnych min. Zginął jeden żołnierz sił ISAF, na razie nie ujawniono jego narodowości. Celem ataku był m.in. polski patrol w prowincji Ghazni. – W sobotę o 18.20 czasu lokalnego 20 kilometrów od Ghazni pod pojazdem Rosomak eksplodował zaimprowizowany ładunek wybuchowy. Kierowca został ranny, ale na szczęście jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo – powiedział „Rz” rzecznik sił operacyjnych major Mirosław Ochyra. Przydrożna mina raniła też czterech włoskich żołnierzy w prowincji Herat. Ładunki wybuchowe zebrały krwawe żniwo wśród żołnierzy afgańskich, którzy nie mają opancerzonych pojazdów i na patrole wyjeżdżają zwykłymi samochodami, a także wśród cywilów. W weekend od takich min zginęło co najmniej siedmiu Afgańczyków.

Z talibami w Afganistanie walczy już 90 tysięcy żołnierzy sił międzynarodowych. Głównym zadaniem wojsk ISAF jest teraz zapewnienie spokojnego przebiegu wyborów prezydenckich i lokalnych zaplanowanych na 20 sierpnia. Ofensywę przeciwko talibom prowadzą Amerykanie i Brytyjczycy w prowincji Helmand, a także 2 tysiące Polaków stacjonujących w prowincji Ghazni.

W niedzielę talibowie przy użyciu wyrzutni rakietowych i broni maszynowej zaatakowali konwój ubiegającego się o urząd wiceprezydenta Mohameda Kasima Faqima. Tym razem udało się uniknąć ofiar.