[b]Rz: Totalizator sportowy – czyli LOTTO – odnotował w pierwszym półroczu tego roku zaledwie 2-proc. wzrost przychodu w porównaniu z 22,5-proc. w całym roku ubiegłym. W czasach kryzysu Polacy oszczędzają na marzeniach?[/b]
[b]Joanna Heidtman:[/b] Rzeczywiście, zaczynamy oszczędzać na drobiazgach. Może to być rezygnacja z kupna gazety albo właśnie losu na loterii. Wyniki finansowe totalizatora wskazują również, że także ta branża nie może liczyć na nieograniczony wzrost przychodów. Ale dla mnie fenomenem jest fakt, że ludzie w ogóle decydują się brać udział w tego typu grach losowych. Szanse na wygraną są niezwykle małe, a mimo to znajduje się spora grupa, która łapie się na tę przynętę.
[b]Dlaczego gramy w LOTTO?[/b]
Podzieliłabym graczy na dwie kategorie. Pierwszą są przypadkowi uczestnicy, którzy kupują los przy okazji, kiedy na przykład mają akurat jakieś drobne z zakupów. Druga grupa to ludzie, którzy ulegli złudzeniu, że mogą kontrolować to, co z definicji jest losowe. Mocno się angażują, grając obmyślanymi przez siebie systemami, które mają im zapewnić wygraną. Często traktują to jako formę inwestycji. Nawet nie dostrzegają, że gdyby odkładali wydane na kupony pieniądze, to pewnie mieliby większe szanse zbliżyć się do upragnionych milionów.
[b]Ubiegły rok obfitował w duże kumulacje. W tym roku jest ich mniej. Może milion to za mało i ludzie grają dopiero przy większych kwotach?[/b]