Ci wybrańcy to kraje, których reprezentacje rozpoczną za sześć miesięcy udział w rozgrywanej co cztery lata najważniejszej futbolowej imprezie. Dostało się do niej 31 narodowych drużyn, 32. nie musiała, ponieważ gospodarzowi – Republice Południowej Afryki – miejsce należało się z urzędu.
Pozostali z sukcesem zakończyli trwające przez rok 2008 i 2009 kontynentalne eliminacje. Ostatecznie w najbliższym mundialu wystartuje 13 zespołów europejskich, pięć z Ameryki Południowej, sześć z Afryki, trzy z Azji, dwie z Australii i Oceanii oraz trzy ze strefy Ameryki Północnej, Środkowej i Karaibów. Tytułu bronią Włochy.
Kilka dni przed losowaniem w Kapsztadzie o swoją obecność na mundialu upomniała się piłkarska federacja Irlandii, która zaapelowała do władz światowego futbolu, aby te dołączyły jej drużynę do grona finalistów w związku z okolicznościami towarzyszącymi rewanżowemu barażowemu meczowi z Francją. W dogrywce tego spotkania Irlandczycy stracili gola po zagraniu piłki ręką przez znanego francuskiego zawodnika Thierry’ego Henry’ego, przegrali dwumecz i w efekcie zostali z mistrzostw świata wyeliminowani.
Poczuli się oszukani i postanowili przy biurku powalczyć o mundial. Wątpliwe, żeby coś wskórali. Wprawdzie Sepp Blatter, szef Międzynarodowej Federacji Piłkarskiej (FIFA), obiecał zająć się sprawą, ale zgody FIFA na dopuszczenie do finałów MŚ 33. ekipy trudno sobie wyobrazić. Z wielu względów, nie tylko proceduralnych i organizacyjnych. Byłby to precedens, a konserwatywna FIFA przed precedensami broni się jak może.
Czekamy więc na koszyki i kulki do rozlosowania ośmiu czterodrużynowych grup. Na znany z poprzednich tego typu uroczystości rytuał, po którym wiadomo będzie, kto z kim, kiedy i gdzie. Po którym zaczną się rozważania o szansach poszczególnych drużyn i typowanie faworytów: Brazylii, Anglii, Argentyny, Niemiec, Włoch, Holandii, Francji albo kogoś innego... Tylko z Ameryki Południowej i Europy, bo tylko tak dotąd było.