Sądzą państwo, że zdołam mieć pięcioro dzieci do wyborów? (uśmiech)
Ale może ma pan pamiątki rodzinne?
Wiele pamiątek straciliśmy, bo rewolucja październikowa i wojny dotknęły moją rodzinę wyjątkowo boleśnie. Niektóre gałęzie rodu zostały wycięte w pień. Ale oczywiście mógłbym coś pokazać. I z dumą to zrobię.
A co pan odpowie na zarzut, że udaje pan kogoś innego? Że na potrzeby kampanii założył pan maskę człowieka dobrotliwego i skłonnego do kompromisu?
Jestem taki, jaki byłem. Mam oczywiście za sobą traumę straszliwego przeżycia. Ale myślę, że każdy mógł zobaczyć, że moja rodzina po 10 kwietnia zaczęła być przedstawiana w mediach bardziej obiektywnie. I za to chcę wszystkim podziękować.
PO twierdzi, że gdy tylko zacznie pan przemawiać, wróci ten Jarosław Kaczyński, który mówił o ZOMO.
To jest odwoływanie się do stereotypów. Powiedziałem oczywiście w życiu kilka niepotrzebnych słów. Nie chcę do tego wracać.
A czy wierzy pan w przemianę Janusza Palikota, który twierdzi, że jego dawne ja zginęło 10 kwietnia razem z prezydentem?
Jest coś takiego jak smak i przyzwoitość. Odwoływanie się do śmierci prezydenta przez tego pana jest zdecydowanie poza granicami i smaku, i przyzwoitości.
Palikot nie ma prawa do wewnętrznej przemiany?
Każdy ma prawo. Jestem chrześcijaninem. Więcej na temat tego pana nie chcę się wypowiadać.
Zgodzi się pan na debatę z Komorowskim przed pierwszą turą wyborów?
Debata jest możliwa, jeżeli będziemy przedstawiali wizję prezydentury i wizję Polski, jeśli zrobimy to spokojnie i merytorycznie.
Jeżeli nie dojdzie do debaty, to zamiast wyborów merytorycznych będziemy mieli wybory emocjonalne...
Do debaty pewnie dojdzie. Wcześniej się postaram, żeby Polacy mieli okazję poznać mój program.
Premier Donald Tusk uważa, że jeżeli Komorowski przegra wybory prezydenckie, to możemy się stać kolejnym zdestabilizowanym krajem w Europie, podobnym do Grecji. Choć – jak zaznaczył – dziś jeszcze nam to nie grozi.
Przypomnę, że kiedy prezydentem był mój świętej pamięci brat, a ja premierem, to Polska biła rekordy, jeśli chodzi o napływ inwestycji zagranicznych. Deficyt budżetowy szybko spadał, powstało grubo ponad milion nowych miejsc pracy, obniżyliśmy podatki, a płace szybko rosły. Te wskaźniki świadczą nie o destabilizacji, lecz o znakomitym rozwoju. Używanie takich argumentów jest więc niepoważnym traktowaniem wyborców. Jest w Polsce wielka potrzeba prawdy, mówmy więc prawdę także o sukcesach gospodarczych rządów Prawa i Sprawiedliwości.
A jeżeli chodzi o Grecję, to jej kłopoty wyniknęły z przyjęcia euro w sytuacji, gdy nie była na to przygotowana. Zwracam tu uwagę, że Grecja jest półtora raza bogatsza niż Polska. Więc jeżeli ktoś miałby nas doprowadzić do sytuacji takiej jak w Grecji, to prędzej monopol jednej partii, która chciała dla nas euro już w 2011 roku.
Czy to oznacza, że pana zdaniem nie powinniśmy się spieszyć z wejściem do strefy euro?
Uważam, że Polska powinna przyjąć euro w momencie dla nas najbardziej bezpiecznym i korzystnym.
Niektóre środowiska ekonomiczne uważały jednak Lecha Kaczyńskiego za hamulcowego reform finansów publicznych. Lech Kaczyński przeciwstawił się jednej zasadniczej sprawie, czyli prywatyzacji szpitali. I ja uważam, że ta reforma powinna być przedmiotem poważnej dyskusji, być może nawet referendum, bo to przecież dotyczy dostępności obywateli do służby zdrowia oraz majątku wartego miliardy złotych.
Platforma nie chciała oddać szpitali w prywatne ręce, tylko umożliwić im przekształcenie się w zakłady komercyjne.
Komercyjny to znaczy nastawiony przede wszystkim na zysk. W zawetowanej ustawie były mechanizmy, które w ostatecznym rachunku prowadziłyby w bardzo wielu przypadkach do prywatyzacji. Lech Kaczyński nie chciał się zgodzić na to, żeby wszystkie zmiany w Polsce odbywały się kosztem skromnie żyjącej części społeczeństwa. A tak właśnie byłoby z tamtą reformą.
Czy w tej kampanii wróci pan do idei Polski solidarnej, która była przeciwstawiana Polsce liberalnej?
Ten podział wpisuje się w spór, który chcemy zakończy, więc proszę do tego nie wracać. Trzeba budować wspólnotę, bo pojawiła się na to szansa. A bardzo ważną częścią tej wspólnoty są przedsiębiorcy, którzy podejmują wyzwanie pracy na własny rachunek. Namówienie młodego wykształconego pokolenia, by zakładało firmy i tworzyło drugą, mocniejszą i nowocześniejszą falę polskiego kapitalizmu, jest dziś najważniejszą sprawą. Bogatsi obywatele to zamożniejsza i silniejsza Polska. To szansa i dla tego pokolenia, i dla kraju.
A co z IV Rzeczpospolitą? Chce pan powrócić do tej idei?
To hasło pojawiło się w środowiskach intelektualnych jako wniosek z tzw. afery Rywina. Upowszechnił je prof. Paweł Śpiewak, wówczas związany z Platformą. Niestety, dziś należy do tych sformułowań, które budują konflikt, bo IV RP już nawet dzieci próbuje się straszyć. Dlatego nie mówię o IV Rzeczypospolitej. Ale jeżeli pytają mnie państwo, czy w Polsce trzeba coś zmienić, to odpowiadam – tak.
Dla wielu ludzi pana wygrana w wyborach prezydenckich oznacza powrót IV RP.
Powtarzam, nie mówmy o IV RP, skupmy się na powrocie do szybkiego wzrostu gospodarczego, wzrostu eksportu, inwestycji i budownictwa, poprawie stopy życiowej, poczucia bezpieczeństwa obywateli oraz wysokiego optymizmu społecznego. Ludziom obawiającym się powrotu IV RP chodzi o inne konkretne treści, które z tym wiążą.
Te inne treści nie funkcjonowały na poziomie realiów. Ale mówmy o przyszłości. Myślę, że każdy z nas chce uczciwego państwa stawiającego na pierwszym miejscu dobro jego obywateli. Polski, z której będziemy dumni. Bo łączy nas Polska, a Polska jest najważniejsza.
Zgodził się pan zasiąść w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego...
Szanuję państwo, jego instytucje, dlatego przyjąłem zaproszenie na spotkanie powołujące Radę Bezpieczeństwa Narodowego. Co prawda niektórzy konstytucjonaliści kwestionują możliwość powołania RBN przez marszałka, który tylko wykonuje obowiązki prezydenta, ale ja nie będę tego kwestionował. Jeżeli Rada ma być forum dyskusji o najważniejszych sprawach, to nie ukrywam, że sam myślałem o czymś podobnym. Nie mam tylko pewności, czy w ferworze kampanii wyborczej RBN jest w stanie sprawnie funkcjonować. Najistotniejsze pytanie to, czym miałaby się zajmować.
Pierwszym tematem zgodnie z zapowiedzią marszałka Bronisława Komorowskiego ma być katastrofa smoleńska.
Nie wiem, czy akurat w tej sprawie RBN będzie miała materiały pozwalające na coś więcej niż tylko luźną dyskusję. Być może marszałek Komorowski dysponuje wiedzą, jakiej ja nie mam. Za to na pewno możemy rozmawiać o innych ważnych sprawach. Jest przygotowany raport BBN, który może być podstawą do dyskusji o sytuacji w służbie zdrowia – w szczególności o sytuacji szpitali. To dokument bezpośrednio nawiązujący do kilkuset ankiet rozesłanych do szpitali: od wielkich klinik do małych szpitali powiatowych.
Kolejny ważny temat to bezpieczeństwo energetyczne Polski. Powinno być polem porozumienia głównych sił politycznych Rzeczypospolitej. Przecież w sprawach najważniejszych na forum międzynarodowym musimy mówić jednym głosem.
Co pan sądzi o propozycji Platformy Obywatelskiej, żeby osoby, które zagłosują w pierwszej turze wyborów prezydenckich, dostawały w lokalach wyborczych zezwolenie na głosowanie w drugiej turze poza miejscem zamieszkania?
Nie mam nic przeciwko temu, żeby ludzie, którzy wyjeżdżają na wakacje, mogli głosować. Naprawdę nie liczę na ich absencję w drugiej turze wyborów. Ale w tej sprawie trzeba przestrzegać konstytucji i zważać na werdykty Trybunału Konstytucyjnego. A ten orzekł, że zmiany ordynacji wyborczej można przeprowadzać najpóźniej pół roku przed wyborami. To w zasadzie zamyka wszelką dyskusję.