– Na pokładzie samolotu nie było wybuchu, pożaru ani zamachu terrorystycznego – mówiła wczoraj Tatiana Anodina, szefowa Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK). Zespół badający okoliczności katastrofy prezydenckiego Tu-154M pod Smoleńskiem przedstawił w Moskwie wstępny raport dotyczący jej przyczyn.
Według ustaleń do katastrofy doszło o 10.41.06 czasu rosyjskiego, czyli 8.41.06 polskiego. Lotnisko było dobrze przygotowane, a rosyjscy kontrolerzy nie dopuścili się zaniedbań. Wykluczono, by przyczyną był stan techniczny samolotu, w którym do ostatniego momentu wszystko działało.
– Silniki pracowały do chwili zderzenia maszyny z ziemią – mówiła Anodina.
Działał system TAWS, który 18 sekund przed uderzeniem w drzewo ostrzegł pilota, że leci za nisko. Raport dowodzi, że mgła uniemożliwiała lądowanie, o czym pilotów Tu-154 ostrzegały wieża i załoga polskiego jaka, który wylądował godzinę wcześniej.
Wciąż nie wiadomo więc, dlaczego załoga zdecydowała się na ryzykowny manewr lądowania. Szefowa MAK sugerowała naciski osób trzecich. – W kabinie pilotów samolotu Tu-154, który rozbił się pod Smoleńskiem, były osoby spoza załogi – mówiła, podkreślając, że ustalenie, czy były naciski na załogę, ma duże znaczenie dla wyjaśnienia przyczyn katastrofy.