Być jednym z was

Miroslav Klose. To, że pochodzi z Polski, jest tylko szczegółem w biografii niemieckiego piłkarza

Publikacja: 06.07.2010 01:46

Być jednym z was

Foto: Reuters

Za hotelem Velmore Grand, dość kiczowatą hacjendą, która na czas mistrzostw stała się domem niemieckiej reprezentacji, płynie rzeczka. Tam Miroslav Klose schodzi w wolnej chwili z wędką. Bierze sobie do towarzystwa miejscowego policjanta, który, jak się okazało, też uwielbia łowić. Przedmieścia Pretorii od strony Velmore Grand wyglądają tak, że w ryby w rzece nie chce się wierzyć, ale oni próbują. Czekają, rozmawiają.

Klose lubi spokój, ale nie lubi być sam. Gdy z Monachium ucieka na ryby do Blaubach, pierwszego miejsca w Niemczech, które nazywał domem, bierze ze sobą dwóch przyjaciół. Jadą wieczorem, siedzą z wędkami całą noc. W Blaubach nie ma nawet pół tysiąca mieszkańców, miejscowy klub grał w siódmej lidze, gdy się do niego zapisał chłopak z Polski umiejący na początku po niemiecku tylko „ja” i „danke”. Żeby zagrać w trzeciej lidze, musiał się przenieść kilkadziesiąt kilometrów dalej, do Homburga, prawdziwą karierę zaczął dopiero w nieodległym Kaiserslautern, ale Blaubach pozostało w sercu.

Nie było mu tam na początku łatwo. W szkole nic nie rozumiał i sam poprosił, żeby go przenieść o dwie klasy niżej. Stał na uboczu każdej grupy, póki się nie okazało, że świetnie gra w piłkę. Długą drogę przeszedł, żeby teraz móc odwiedzać Blaubach jako najsłynniejszy były mieszkaniec. Piłkarz, który właśnie zagrał setny mecz w reprezentacji Niemiec, a gole strzelał częściej niż w co drugim.

Zdobył dwa w ćwierćfinale z Argentyną, swoim ulubionym rywalem, dogonił na liście najlepszych strzelców mundiali Gerda Muellera, ma 14 bramek, tylko jedną mniej od rekordzisty Ronaldo. Tego wielkiego Ronaldo, który dostał tyle talentu, że się pod nim ugiął. A o Klosem przecież mówili, że on tylko umie przystawiać głowę.

Różne rzeczy o nim mówią. O głowie to akurat zrozumiałe, umie przystawiać jak mało kto. Wszystkie pięć bramek na swoim pierwszym mundialu, w Korei i Japonii 2002, strzelił w ten sposób. Ale słyszy też bardziej przykre rzeczy. Od Polaków na przykład, że zapomniał, kim jest. Śpiewa hymn najgłośniej ze wszystkich Niemców, mimo że tylu stojących obok niego milczy, z Lukasem Podolskim na czele. Nie chce rozmawiać po polsku pod szatnią, a Podolski rozmawia.

Wiadomo, nie można oddzielić Lukasa od Miro. Tyle bramek strzelili, grając obok siebie i dzięki sobie, rozmawiając na boisku po polsku. Mają za sobą podobne historie przesiedleńców (choć Podolski miał tylko dwa lata, gdy się przenosił do Niemiec, a Klose osiem), śląskie korzenie, matki obydwu były piłkarkami ręcznymi, a ojcowie piłkarzami.

[srodtytul]Inne powietrze[/srodtytul]

Ale są zupełnie inni. Lukas to błazen reprezentacji, potrafiący biegać po korytarzach hotelu reprezentacji z kamerą w ręku, krzycząc „Uwaga, PoldiCam cię kręci”. Na ryby się go nie zabiera, bo by nie wysiedział. Ma serce na dłoni, a temperament raczej latynoski niż polski. Jeden taki piłkarz dobrze robi drużynie, dwóch już mogłoby rozsadzić szatnię.

Klose nie odzywa się niepytany, poczucie humoru ma inne – niemieccy dziennikarze mówią, że świetne, tylko musi się czuć pewnie, żeby błysnąć – nie lubi opowiadać o sobie. Zwłaszcza że jego związków z Polską nie da się opisać prosto.

Ma polską żonę Sylwię, na opolskich Chabrach uczył się kopać piłkę, rodzina została w Ozimku. Opowiada po powrotach z urlopów niemieckim dziennikarzom, że w Polsce oddycha innym powietrzem, że jeśli chodzi o serdeczność, to Niemcy mogliby się od Polaków uczyć. Ze swoimi bliźniakami Luanem i Noahem rozmawia po polsku, uważa, że niemieckiego i tak będą się mieli gdzie nauczyć. Ale chce się czuć jednym z tych, wśród których mieszka. Tę ojczyznę wybrali mu rodzice i jest mu z tym dobrze.

Jego ojciec Józef, jeszcze wtedy Kloze, po powrocie z Auxerre, gdzie przez kilka lat grał i strzelał gole, nie mógł się odnaleźć w Polsce lat 80. Miał niemieckie korzenie, wykorzystał to w 1986 roku. Przenieśli się wszyscy: żona Barbara, wielokrotna reprezentantka Polski w piłce ręcznej, córka Monika i syn. Dostali niemieckie paszporty.

Wielu przekonywało Klosego do gry dla Polski. Tomasz Kłos, który grał z nim w Kaiserslautern. Stefan Majewski, który z nim pracował w rezerwach tego klubu, a potem chciał go sprowadzić do Amiki. Jerzy Engel, gdy trenował reprezentację. Ale on decyzję już podjął, a było kwestią czasu, kiedy upomni się o niego niemiecka kadra.

Od kiedy Otto Rehhagel dostrzegł w chłopaku z rezerw Kaiserslautern przyszłą gwiazdę, wszystko potoczyło się szybko. Propozycje z Amiki zaczęły brzmieć absurdalnie, gdy Miroslav awansował do pierwszego zespołu. Wystarczył jeden sezon w Bundeslidze, żeby dostać powołanie od Rudiego Voellera.

Zadebiutował meczem z Albanią w marcu 2001 i golem, oczywiście głową. W 2002 był już wicekrólem strzelców mundialu, wspólnie z Rivaldo, a wszyscy zaczęli kojarzyć: Klose znaczy gol, a po golu salto w przód.

[srodtytul]Sam w lesie[/srodtytul]

Ostatnio to skojarzenie nie było oczywiste, ale po drugim golu w ćwierćfinale znów się odważył i zrobił salto. Jakby chciał dać znać: wróciły najlepsze czasy. Od pierwszego mundialowego salta z Arabią Saudyjską w 2002 do ostatniego osiem lat później wiele się zmieniło.

Z Kaiserslautern odszedł do Werderu, a stamtąd do Bayernu. Z najcenniejszego napastnika Bundesligi stał się po prostu napastnikiem Bundesligi, a potem rezerwowym napastnikiem. Doszło do tego, że bohater 2002 roku, najlepszy niemiecki piłkarz 2006 (gdy został królem strzelców Bundesligi, a na mundialu strzelił po dwa gole Kostaryce i Ekwadorowi i jeden Argentynie w ćwierćfinale) był najbardziej kwestionowaną postacią w kadrze Joachima Loewa na MŚ w RPA.

Wypominano mu, że w Bayernie od czasu przyjścia Louisa van Gaala prawie nie gra, że strzelił w Bundeslidze tylko trzy gole, zawodził w towarzyskich meczach kadry. Van Gaal nie ma nic przeciw niemu, powiedział mu w cztery oczy: „Miro, teraz są lepsi od ciebie”.

A może raczej lepiej przygotowani, bo Klose przed pierwszą rundą leczył kontuzję, a podczas zgrupowania przed drugą miał w rodzinie przypadek świńskiej grypy i trzeba go było odsunąć od wspólnych treningów w Bayernie. Biegał sam po lesie, przegrał walkę o miejsce w składzie z Ivicą Oliciem.

W takich chwilach Loew zawsze był blisko. Dzwonił i pytał: „Co u ciebie? Pamiętasz, że dla mnie zawsze jesteś numerem jeden? Bez ciebie do RPA nie jedziemy”. Pamiętał, że tylko Klose pewny siebie jest świetnym piłkarzem, że musi się czuć częścią grupy, a niełatwo o to, gdy tylko on w obecnej kadrze jest w swoim klubie rezerwowym. Powstrzymywał go przed zaharowywaniem się na treningach. – Zwolnij, bo będziesz miał złe wyniki testów – powtarzał. A jak wyniki testów złe, to pryska pewność siebie i koło się zamyka. Teraz, od pierwszego gola na mistrzostwach, w meczu z Australią, domknęło się inne koło. Klose coraz pewniejszy siebie, weselszy i skuteczniejszy. Pewnie jeszcze niejedno salto przed nim.

Za hotelem Velmore Grand, dość kiczowatą hacjendą, która na czas mistrzostw stała się domem niemieckiej reprezentacji, płynie rzeczka. Tam Miroslav Klose schodzi w wolnej chwili z wędką. Bierze sobie do towarzystwa miejscowego policjanta, który, jak się okazało, też uwielbia łowić. Przedmieścia Pretorii od strony Velmore Grand wyglądają tak, że w ryby w rzece nie chce się wierzyć, ale oni próbują. Czekają, rozmawiają.

Klose lubi spokój, ale nie lubi być sam. Gdy z Monachium ucieka na ryby do Blaubach, pierwszego miejsca w Niemczech, które nazywał domem, bierze ze sobą dwóch przyjaciół. Jadą wieczorem, siedzą z wędkami całą noc. W Blaubach nie ma nawet pół tysiąca mieszkańców, miejscowy klub grał w siódmej lidze, gdy się do niego zapisał chłopak z Polski umiejący na początku po niemiecku tylko „ja” i „danke”. Żeby zagrać w trzeciej lidze, musiał się przenieść kilkadziesiąt kilometrów dalej, do Homburga, prawdziwą karierę zaczął dopiero w nieodległym Kaiserslautern, ale Blaubach pozostało w sercu.

Pozostało 85% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!