Rzecznik ONZ Maurizio Giuliano wyraził ubolewanie, że pilnie potrzebna pomoc dociera do Pakistańczyków zbyt wolno. Okazało się też, że społeczność międzynarodowa chętniej wspiera poszkodowanych w wyniku tsunami czy trzęsienia ziemi niż doświadczonych przez powódź. – Mamy do czynienia z krajem, w którym obecne są endemiczne, ciężkie choroby układu pokarmowego, endemiczna cholera, infekcje układu oddechowego – wyliczał dyrektor UNICEF na Azję Południową Daniel Toole. – Nie możemy wypełnić naszych zobowiązań. Nie jesteśmy w stanie kupić tabletek do oczyszczania wody – dodał.
W efekcie powodzi zginęło 1600 osób, a 2 miliony zostały pozbawione dachu nad głową. ONZ alarmuje, że potrzeba co najmniej 459 mln dolarów natychmiastowej pomocy, a zebrano zaledwie jedną czwartą tej kwoty. 900 mln dolarów obiecał Bank Światowy, ale te pieniądze nie od razu dotrą do potrzebujących.
A potrzeba pieniędzy nie tylko na bieżące wsparcie poszkodowanych. Według pakistańskiego ambasadora w Londynie Wajida Shamsula Hasana odbudowa kraju ze zniszczeń może kosztować 10 – 15 miliardów dolarów, a może i więcej. A jak podkreślił Zamir Akram, przedstawiciel Pakistanu przy ONZ w Genewie, obszar objęty powodziami jest „wielkości Anglii”. Akram oficjalnie poprosił o dodatkowe wsparcie. – Będziemy potrzebowali bardzo dużo pieniędzy – mówił.
Powodzianie burzą się przeciwko nieudolności i opieszałości państwa w niesieniu pomocy. Na znak protestu zablokowali nawet jedną z kluczowych dróg Pakistanu. Państwo gotowe są tymczasem zastąpić organizacje islamskie, także te związane z ekstremistami.
Niepokój z tego powodu wyraził szef pakistańskiego MSZ Shah Mehmood Qureshi. Podkreślił, że pozwolenie islamistom na „wypełnienie próżni” byłoby dla Pakistanu bardzo ryzykowne.