Według tvn24.pl, jak podaje Paweł Plusnin, kontroler, który pracował w Smoleńsku 10 kwietnia, rosyjsko Siewiernyj należy do rosyjskiego Ministerstwa Obrony. W dniu katastrofy byli na nim sami wojskowi - mimo to, rosyjski MAK twierdzi, że podczas lądowania polskiego samolotu prezydenckiego obowiązywały cywilne procedury.

Polski akredytowany przy rosyjskim Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym (MAK), Edmund Klich twierdzi, że Rosja nie przekazała polskiej komisji badającej przyczyny tragedii wszystkich dokumentów dotyczących procedur na lotnisku Siewiernyj. Rosyjska strona tłumaczy to tym, że 10 kwietnia, mimo obecności wojskowych na wieży kontrolnej, na lotnisku pod Smoleńskiem stosowano procedury obowiązujące w lotnictwie cywilnym.

Oznacza to, że kontroler nie znał języka angielskiego obowiązującego w lotnictwie cywilnym.

Z drugiej strony okazuje się, że polska strona wiedziała, że lotnisko pod Smoleńskiem jest wojskowe.