Dobraliśmy się wyjątkowo: sami najniżej notowani w swoich koszykach. Europejska klasa średnia w pełnej krasie, trzy drużyny, które się nie potrafiły dostać do ostatniego mundialu, plus Grecja, której na tym mundialu awans do drugiej rundy zabrała Korea Południowa.
Nazwano nas już w komentarzach po losowaniu grupą nudy, grupą bez wdzięku, taką do której będzie się zaglądać po to, by sprawdzić wyniki. To się okaże. Ale na pewno nie można tej grupy nazwać łatwą. Bo tutaj można tylko stracić. Każdy uwierzył już, że awans jest na wyciągnięcie ręki, porażka będzie klęską.
Wylosowaliśmy trzech byłych mistrzów Europy, ale każdy jest po przejściach. Wszyscy grali w poprzednim Euro, ale tylko Rosja została w Austrii i Szwajcarii na dłużej. Dotąd się jeszcze w mistrzostwach Europy nie zdarzyła grupa bez choćby jednej prawdziwej potęgi. Ani razu, nawet po powiększeniu finałów do 16 reprezentacji. Bez takiej drużyny, z której każdy kibic wymieni większość piłkarzy. Z zespołami naszej grupy nawet trenerzy w Kijowie mieli problemy.
– Co wiem o rywalach? Proszę mnie zapytać jutro - robił uniki trener Greków, Portugalczyk Fernando Santos. Prowadzący Rosję Dick Advocaat wydobył z pamięci, że dla Polski strzela bramki "napastnik z Dortmundu". A hiszpański dziennik "El Pais" nie może się nauczyć, że naszym trenerem nie jest jednak ten Żmuda, który świetnie grał w mundialu 1974.
Może uda się zapamiętać po mistrzostwach, bo z czterech selekcjonerów to Franciszek Smuda jest najbarwniejszą postacią. Fernando Santosa Grecy wybrali, bo gwarantował im stabilność i kontynuowanie tego, co zaczął Otto Rehhagel. Advocaat, najmniej charyzmatyczny z zastępu holenderskich trenerów objeżdżających świat, jest w kadrze Rosji jak kustosz w muzeum sukcesów Guusa Hiddinka: dzieło poprzednika zmienia tylko kiedy musi, trzyma się tego samego ustawienia i w większości tych samych nazwisk. A dla Michala Bilka wystarczającym ryzykiem było przyjęcie posady.