Najnowsza inicjatywa części rodzin katyńskich już wywołuje spory w ich środowisku. Napotka też prawdopodobnie opór Rosji. Ale zainteresowani ekshumacją przekonują, że ciała bohaterów powinny spocząć w polskiej ziemi.
Jak dowiedziała się „Rz", Witomiła Wołk-Jezierska, Wanda Rodowicz, Krystyna Krzyszkowiak, Stanisław Drabczyński i kilkoro innych krewnych zamordowanych przez NKWD oficerów wysłało listy do szefa MSZ Radosława Sikorskiego. Chcą, by do kraju wróciły z Rosji szczątki ich krewnych, pochowanych na cmentarzach w Katyniu i Miednoje. – Chcę wreszcie pochować ojca, porucznika Wincentego Wołka, w Polsce. Państwo ma obowiązki wobec swych obywateli i powinno mi pomóc – mówi Witomiła Wołk-Jezierska, która wniosek w MSZ złożyła pod koniec grudnia.
Wskazuje w nim, że dokładnie wiadomo, gdzie pogrzebano jej ojca. Jego szczątki są w tzw. Mogile IV, co ustalono po ekshumacji ofiar przeprowadzonej w 1943 roku przez Niemców. Dokładne informacje znajdują się w dokumencie „Amtliches Material zum Massenmord von Katyn" oraz w sprawozdaniu sporządzonym przez dr. Mariana Wodzińskiego. To on po odkryciu przez Niemców grobów ofiar NKWD został wyznaczony przez Polski Czerwony Krzyż na członka komisji badającej miejsce zbrodni.
Przeciwne ekshumacji są władze Federacji Rodzin Katyńskich. – Po co nam takie działania? Mamy już przecież cmentarze. Sprowadzanie szczątków to pomysł niewielkiej grupki osób – mówi wiceprezes zarządu Federacji Krystyna Brydowska.
– Miejsce bohaterów jest w Polsce. Marzę, by wreszcie tu postawić dziadkowi pomnik. Cała moja rodzina, bo wniosek, jaki złożyłam w MSZ 16 stycznia, kieruję w imieniu 80 krewnych, nie godzi się, by szczątki dziadka pozostały w obcej ziemi. W Katyniu czy Miednoje nie ma nawet porządnych grobów, tylko tabliczki, gdzie trudno położyć kwiaty. Poza tym nie uznajemy rosyjskich „memoriałów" za prawdziwe wojskowe cmentarze – twierdzi Wanda Rodowicz.