Paweł Wilkowicz z Kijowa
Nie wydusił z siebie pod szatnią ani słowa. Pokazał tylko, mrucząc coś pod nosem, że przecież już był na konferencji, jako najlepszy piłkarz ćwierćfinału z Anglią, i żeby mu dać spokój. Potem minął wszystkie mikrofony z niewzruszoną miną.
Wywiady z nim to od lat rzadkość, o sobie nie opowiada w nich prawie wcale, tylko o futbolu. Przy nim nawet Dino Zoff, wielki niemowa włoskiego futbolu, wydaje się gawędziarzem. – On przemawia stopami – mówił poprzedni trener reprezentacji Marcelo Lippi. A Gennaro Gattuso powtarzał, że gdy te stopy przemawiają, zastanawia się, czy ma prawo nazywać się piłkarzem. Gdy Włosi zdobywali pod ręką Lippiego mistrzostwo świata w 2006 r., Pirlo wybierano na najlepszego piłkarza półfinału i finału. Ale show ukradli inni: Fabio Cannavaro, Marco Materazzi z Zinedine'em Zidane'em, nawet Gattuso, trybun ludowy. A Andrei Pirlo zawsze lepiej było w cieniu, nawet jeśli to oznaczało mniej uznania i mniej kontraktów reklamowych (choć w słynnej bieliźnianej sesji reklamowej Dolce & Gabbana, zrobionej przed mundialem 2006, się pojawił). Zresztą akurat on nie wybrał futbolu dla pieniędzy, pochodzi z bogatej lombardzkiej rodziny.
Andrea bierze rapier
Biega po boisku tak, jakby futbol był ćwiczeniem z oszczędzania energii. Nie robi zbędnych ruchów, nie ma w nim ani radości, ani złości. Ma dopiero 33 lata, ale wygląda dojrzalej od trenera Cesare Prandellego. Patrząc na mowę ciała, to ostatni zawodnik, któremu należałoby podać piłkę. Ale dostaje ją cały czas. „Może i jest spokojny, a nawet ospały. Ale jak wychodzi do pracy, to bierze rapier" – napisał o nim „The Telegraph". Nie jest rozgrywającym w typie Xaviego, takim, który musi wpadać w trans podań. Raczej takim, który zatrzymuje czas, a potem nagle go przyspiesza, gdy się okazuje, że dostrzegł wolną przestrzeń tam, gdzie nikt inny jej nie widział. Bardziej niż Xavi ryzykuje. Jak Juan Roman Riquelme, obaj mają podobną zdolność hipnotyzowania przeciwników spokojem i grają jak quarterback w futbolu amerykańskim. Ale Riquelme to wódz biegający po boisku z nożem w zębach, trzymający szatnię w garści. A Pirlo rządzi tylko siłą przykładu. – Jest budowniczym drużyn – mówi o nim Daniele De Rossi. Koledzy z kadry nazywają go „Architektem". „Pirlo to więcej niż połowa reprezentacji" – pisze „La Gazetta dello Sport". A „Svenska Dagbladet" najlepiej zapowiedziała mecze półfinałowe, pisząc: „Niemcy mają przyjemność, Hiszpania ma grę, Portugalczycy mają gwiazdę, a Włosi geniusza".
Łyżeczka Panenki
Pirlo to na razie największa postać turnieju, a karny strzelony Anglikom może być po latach najsilniejszym skojarzeniem z Euro 2012. Nie z powodu samego strzału, choć był piękny, jak każda udana powtórka z Antonina Panenki (Włosi nazywają takie strzały „il cucchiaio", łyżeczka, a najsłynniejszą do tej pory zrobił Francesco Totti w półfinale Euro 2000 z Holandią). Ale Panenka zaryzykował tak, gdy Czechosłowacja prowadziła w karnych z RFN. A Pirlo, gdy jego drużyna przegrywała. Wiedział, że musi pokazać coś, co Anglikom odbierze pewność siebie, a Włochów przekona, że jeszcze nic straconego. Ale wiedział też, że jeśli się pomyli, to koniec szans.