Piewca błękitnego nieba

Marek Jackowski, założyciel i wieloletni lider Maanamu, zmarł na zawał serca. Miał 66 i niebo błękitne nad sobą

Aktualizacja: 18.05.2013 23:14 Publikacja: 18.05.2013 18:11

Piewca błękitnego nieba

Foto: ROL

Był gigantem pośród gigantów, a jednocześnie człowiekiem niezwykle delikatnym i ciepłym. Terminował u Marka Grechuty i zmienił oblicze jego Anawy na jazz-rockowe — znane z płyty „Korowód". W Osjanie, grupie będącej awangardą muzyki etnicznej, grał z Jackiem Ostaszewskim i Wojciechem Waglewskim. Maanam zakładał z Milo Kurtisem. A zanim zespół pokazał się na słynnym koncercie festiwalu Opole'80, który rozpoczął nową falę polskiego rocka, grał w niej również John Porter.

Gierkowskie marzenia

Skomponował niezliczoną liczbę przebojów, ale stosunek szczególny miał do piosenki „Oprócz błękitnego nieba". W najlepszych czasach Maanamu, Kora ustępowała miejsca na estradzie, a on gwizdał delikatnie melodię i śpiewał. Czasami nie musiał — widownia śpiewała za niego. Ta dawna. Ostatnio w „Must Be The Music" Korę doprowadził do szału młody człowiek mówiący, że piosenkę skomponowało Golden Life.

— To był koniec ery gierkowskiej, upadał mit, według którego "Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej" — wyjaśniał genezę utworu. — Mieszkaliśmy z Korą w domu przeznaczonym do rozbiórki, bo ceny znowu poszły w górę. Życie tak dawało ludziom w kość, że trochę jak desperado śpiewałem o błękitnym niebie, szerokiej drodze. W podtekście była tęsknota za wolnością.

Pierwszy okres działalności Maanamu to sukcesy, ale i dramat życia osobistego, brak stabilizacji.

— Byliśmy wiecznie na walizkach, w hotelach, w restauracjach — wspominał. — Prowadziliśmy rozrywkowe życie. Po koncertach trafialiśmy na tak zwany dołek, gdzie do późnej nocy bawili się cinkciarze, tajniacy, prostytutki, no i muzycy - my, Lady Pank, TSA, Oddział Zamknięty. Nie było co jeść, trzeba było się napić. Wydawało się nam, że jest świetnie, ale Kora nie była już w stanie przebywać w takim męskim towarzystwie. Zawiesiła działalność. Dziś uważam, że to było zbawienne dla zespołu.

Migotanie

Małżeństwo Jackowskiego i Kory rozpadło się, ale grupa odrodziła się na początku lat 90. Albumy „Derwisz i Anioł", „Róża", „Łóżko" odniosły wielki sukces. W 2008 r., drogi i Kory i kompozytora znowu się rozeszły. Wybrał błękitne niebo i miał je nad sobą. Wyprowadził się na południe Włoch. Zajmował się rodziną, pielęgnował cytrusy, kąpał w słońcu oraz w ciepłym morzu. Bez tych wszystkich południowych radości, nie nagrałby albumu z piosenkami o miłości na czele tria The Goodboys. Do Włoch wyjechał również dlatego, że w Zakopanym, gdzie mieszkał miał coraz większe problemy ze zdrowiem.

— Zakopane słynie z niesamowitych skoków ciśnienia — wyjaśniał mi. — Były chwile, kiedy musiałem się łapać za krzesło albo poręcz, żeby nie zejść nagle do parteru.

Od lat miał problemy z migotaniem w przedsionku serca. I ono też były przyczyną nagłego zawału.

Kolekcjoner

Ze środowiskiem artystycznym Marek Jackowski był związany od 17. roku życia. Studiując w Krakowie, występował w Piwnicy pod Baranami, gdy byli w niej tacy giganci jak Piotr Skrzynecki, Ewa Demarczyk, Zygmunt Konieczny, Wiesław Dymny, Krzysztof Litwin. Wcześniej grał w łódzkich bigbitowych zespołach Impulsy i Vox Gentis. Nagrał solowe albumy „No 1", „Fale Dunaju". Jego drugą pasją było malarstwo.

– Znałem środowisko malarzy — wspominał. — Hasior był narzeczonym mojej siostry, a mężem – Antoni Dzieduszycki, wybitny znawca tematu. Kontakt z nimi był czymś niebywałym. Zabierali mnie na wernisaże. Poznałem w zasadzie wszystkich krakowskich artystów.

Przez długi czas, jeszcze w czasach Maanamu, nie miał pieniędzy, żeby kupować obrazy.

— Kiedy jednak przestałem bywać w barach, zacząłem chodzić po galeriach — mówił. — Zawsze można było coś znaleźć. W hotelach wieszałem na ścianie jakiś nawet najtańszy zakupiony po drodze obrazek, żeby mieć namiastkę domu.

Uważał, że malarstwo kręci jak najlepszy narkotyk. W Zakopanem miał dwie galerię. We Włoszech prowadził internetową. Lubił szukać, odkrywać. Sceptykom wypominał, że i teraz można odnaleźć zapomnianego Caravaggia czy Rubensa. Z polskich malarzy polecał twórców ze Stowarzyszenia Rytm i Świt: Władysława Roguskiego, Bronisława Bartela, Erwina Elstera, rzeźbiarza Henryka Kunę, Edwarda Wittiga.

Człowiek wiary

Do muzyki powracał nieustannie. Kiedy rozmawialiśmy o Maanamie powiedział:

– Drzwi zamknięte zawsze mogą się jeszcze otworzyć. Gdyby udało się zmontować złoty skład, gdyby skłonny był zagrać Ricardo di Palermo Olesiński, Bogdan Kowalewski, Paweł Markowski – to może miałoby to sens.

A był człowiekiem wielkiej wiary. Oto jej próbka:

— Powiem jak górale - w człowieku nie ma zbawienia, trzeba więc żyć w zgodzie z Panem Bogiem. Ważne jest też, by w rodzinie była zgoda. Wtedy wszystko staje się proste. Nie mówię, że lżejsze, bo bierzemy na siebie jarzmo, ale, jak zapewnia Jezus, paradoksalnie daje ono siłę. Tymczasem ludzie chcą mieć łatwe życie, a przez to maksymalnie je komplikują. Chcą, żeby było fajnie, a robią źle. Kto chce dzisiaj słuchać o Chrystusie?!

Trzy godziny przed tym jak opublikowaliśmy informację o śmierci muzyka, dokonał wpisu na Facebooku o tym, że rozpoczyna sesję nagraniową i życzy wszystkim wszystkiego najlepszego.

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!