Był gigantem pośród gigantów, a jednocześnie człowiekiem niezwykle delikatnym i ciepłym. Terminował u Marka Grechuty i zmienił oblicze jego Anawy na jazz-rockowe — znane z płyty „Korowód". W Osjanie, grupie będącej awangardą muzyki etnicznej, grał z Jackiem Ostaszewskim i Wojciechem Waglewskim. Maanam zakładał z Milo Kurtisem. A zanim zespół pokazał się na słynnym koncercie festiwalu Opole'80, który rozpoczął nową falę polskiego rocka, grał w niej również John Porter.
Gierkowskie marzenia
Skomponował niezliczoną liczbę przebojów, ale stosunek szczególny miał do piosenki „Oprócz błękitnego nieba". W najlepszych czasach Maanamu, Kora ustępowała miejsca na estradzie, a on gwizdał delikatnie melodię i śpiewał. Czasami nie musiał — widownia śpiewała za niego. Ta dawna. Ostatnio w „Must Be The Music" Korę doprowadził do szału młody człowiek mówiący, że piosenkę skomponowało Golden Life.
— To był koniec ery gierkowskiej, upadał mit, według którego "Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej" — wyjaśniał genezę utworu. — Mieszkaliśmy z Korą w domu przeznaczonym do rozbiórki, bo ceny znowu poszły w górę. Życie tak dawało ludziom w kość, że trochę jak desperado śpiewałem o błękitnym niebie, szerokiej drodze. W podtekście była tęsknota za wolnością.
Pierwszy okres działalności Maanamu to sukcesy, ale i dramat życia osobistego, brak stabilizacji.
— Byliśmy wiecznie na walizkach, w hotelach, w restauracjach — wspominał. — Prowadziliśmy rozrywkowe życie. Po koncertach trafialiśmy na tak zwany dołek, gdzie do późnej nocy bawili się cinkciarze, tajniacy, prostytutki, no i muzycy - my, Lady Pank, TSA, Oddział Zamknięty. Nie było co jeść, trzeba było się napić. Wydawało się nam, że jest świetnie, ale Kora nie była już w stanie przebywać w takim męskim towarzystwie. Zawiesiła działalność. Dziś uważam, że to było zbawienne dla zespołu.