Życie Swansona to nie była idylla w Szmaragdowym Mieście, jak mówią na Seattle, ale też nie zawsze miał pod górkę. Kiedyś pracował jako prywatny detektyw. Osiem lat chodził za ludźmi, przeważnie za tymi, którzy zdradzali albo oszukiwali ubezpieczycieli. Gdy miał już dosyć grzebania w ludzkich grzechach, został projektantem grafiki, tworzył animacje, pracował ostatnio w młodej firmie, która miała ambicje biznesowe na rynku nieruchomości, ale interes nie wypalił. Pozbawiony pracy, ale nie pomysłów, Swanson postanowił odbyć podróż życia.
Motyw znalazł się sam. Mistrzostwa świata w piłce nożnej. Mecz otwarcia mundialu 2014. Wielkie brazylijskie miasto Sao Paulo. To nieprawda, że w Ameryce soccer nie ma wiernych kibiców. Miał Swansona, który od zawsze marzył o oglądaniu wielkich meczów piłkarskich na żywo. Wcześniej się nie składało – praca, wychowanie dwóch synów, podejmować takie wyzwania było trudno. Zagraniczne wyprawy były jak bajka – rzadko opuszczał stan Waszyngton, kraju wcześniej nie opuścił nigdy.
W wieku 42 lat, jako bezrobotny, już mógł. Młodszy syn Raven skończył 18 lat, zaczął dawać sobie radę, starszy, 22-letni Devin już był samodzielny, zamieszkał w Portland. Można było sprzedać mieszkanie, więc Richard sprzedał. Powiedział chłopakom, że idzie w świat, dlatego, by im pokazać, że jest coś wart, że chce spotykać dobrych ludzi, rozmawiać z nimi i sam być lepszy. Że właśnie rozpoczyna drugie życie, kopiąc piłkę przed sobą, ruchem brazylijskiego dryblera.
Jak rzekł, tak zrobił. 1 maja 2013 roku zapakował plecak po brzegi i ruszył. Wziął ubrania, buty, śpiwór, paszport, trochę grosza i piłki. W jednym plecaku nie zmieści się ekwipunek na 13 miesięcy marszu, 11 państw i 16 000 kilometrów drogi, ale był ufny, że ludzie pomogą. Jeszcze zanim pożegnał Seattle, jego prywatny projekt zyskał przesłanie uniwersalne. Kumpel powiedział Richardowi, że w Kalifornii jest firma One World Futbol Project, która produkuje dla dzieciaków z Trzeciego Świata specjalne jasnoniebieskie piłki. Bardzo wytrzymałe i nie wymagające pompowania. Swanson pojechał do Kalifornii, pogadał z właścicielami i od razu stał się nieoficjalnym ambasadorem projektu. Dostał piłki na drogę.
Gdy wrócił, czuł, że misja ma coraz większy sens. Przyjaciele z Seattle też się zapalili. – Naprawdę uznaliśmy, że jest w stanie tego dokonać. Zdążyłem spotkać go na trasie, z każdym dniem był mocniejszy. Uwielbiał każdą minutę swego marszobiegu i każdą chwilę rozmowy z ludźmi po drodze, opowieści o projekcie One World Futbol również – mówił jeden z nich. Przyjaciele pomogli założyć stronę internetową dokumentującą podróż, stworzyli konto na Facebooku pod hasłem „Breakaway Brazil". Jeszcze jest aktywne.