Rekonstrukcje mordów jako przedsięwzięcia zbliżone do ilustracji walk polskich żołnierzy w czasie różnych bitw i wojen budzą mój sprzeciw. Kawałeczek dalej byłyby rekonstrukcje Holokaustu czy też innych zbrodni obozowych. Nie możemy o nich zapominać, czym innym jednak jest taki do nich powrót.
Oglądałem wiele rozmaitych rekonstrukcji, od np. bitwy nad Bzurą poprzez obronę Westerplatte aż np. po bitwę pod Grunwaldem. Elementy edukacyjne mieszają się czasem z atrakcyjnością klasycznie turystyczną. W mordach na Wołyniu nie widzę żadnych elementów, które dawałyby się potraktować lżej. Natomiast mówienie prawdy o Wołyniu mieści się w polskiej racji stanu.
Nie mam pretensji o uwagi pod moim adresem ze strony np. Jarosława Kaczyńskiego. Wiem, że jest w nich sporo dobrych intencji. Martwi mnie natomiast to, iż w politycznej walce na „patriotyzmy" traci ten najważniejszy, oparty na wiedzy i wrażliwości wynoszonej z domu i szkoły.
Z tym patriotyzmem chyba nie jest tak źle, sądząc po tym, jak z roku na rok rośnie liczba grup rekonstrukcyjnych, jaką popularnością cieszą się muzea i czasopisma o tematyce historycznej, a także jakie emocje wywołują uchwały o tematyce historycznej.
Być może ma pani rację, choć patriotyzm trudno się bada. Twierdzę jednak, że walenie się po głowach wydarzeniami historycznymi nie jest drogą do budowania patriotyzmu, z którego wszyscy będziemy dumni. W sprawie Wołynia w dość pospiesznym trybie nadrabiamy dyskurs historyczny, który w czasach PRL w ogóle nie był możliwy. To wywołuje spory, które nie służą pamięci tych dat.
Czy w przypadku Wołynia nie było tak, że polityka zagraniczna wzięła górę nad prawdą historyczną? Rzeź wołyńska wyczerpuje wszelkie znamiona ludobójstwa. Nie sądzi pan, że nazywanie tamtych wydarzeń czystkami etnicznymi o znamionach ludobójstwa – co przeforsował rząd – zaciemnia prawdę historyczną?
Debata w tej sprawie toczy się od ośmiu lat. PiS pięć lat temu nie mówiło o ludobójstwie na Wołyniu, tylko o czystkach etnicznych. A skoro dziś upiera się przy sformułowaniu ludobójstwo, to chciałbym wiedzieć dlaczego. Uważam, że w takich sprawach politycy mogą się wypowiadać nawet bardzo ostro, ale chciałbym znać uzasadnienie, bo wtedy mogę się z nim zgodzić lub nie.
Sporo emocji wywołał też niemiecki film „Nasze matki nasi ojcowie", który pan skrytykował jako fałszujący historię Polski. Czy TVP słusznie zrobiła, że go pokazała?
Słusznie, że go pokazała, natomiast niesłusznie ulokowała serial na najważniejszej antenie w prime time. Film, choć jest fabularny, pokazuje fragmenty odnoszące się wprost do naszej historii. W przypadku scen dotyczących żołnierzy AK bez wątpienia mamy do czynienia z fałszem naruszającym godność żołnierzy AK. Stąd moja reakcja i negatywna ocena. Umieszczenie filmu na kanale tematycznym dawałoby też szansę na szerszą debatę.
Wtedy wielu ludzi nie miałoby okazji się z nim zapoznać.
Nie ma potrzeby propagowania tego filmu. Była jedynie potrzeba pokazania go, żeby odbyła się wokół niego prawdziwa dyskusja i to wszystko.
-rozmawiała Eliza Olczyk