Jako pierwsza przyszła decyzja o zatwierdzaniu budowy blisko 1200 domów na terytoriach okupowanych na Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie. Minister ds. budownictwa Uri Ariel oświadczył, że „żadne państwo na świecie nie przyjmuje poleceń od innego kraju, czy może czy nie może budować [domów]".
Ta decyzja rozwścieczyła Palestyńczyków, którzy twierdzą, że to najlepiej świadczy o prawdziwych intencjach Izraela w sprawie rozmów pokojowych, których kolejna runda pod przewodnictwem amerykańskiego sekretarza stanu ma się rozpocząć w środę.
Izraelskie budownictwo na terytoriach okupowanych w świetle prawa międzynarodowego jest nielegalne, a Palestyńczycy właśnie z tego powodu już zrywali rozmowy pokojowe, ostatnio we wrzeniu 2010 r. Na ziemiach palestyńskich odkąd w 1967 r. rozpoczęła się okupacja Zachodniego Brzegu i Wschodniej Jerozolimy zamieszkało około 500 tys. osadników żydowskich. Powstanie kolejnych osiedli – co podkreślają Palestyńczycy – może całkowicie uniemożliwić powstanie ich państwa. Palestyński negocjator Mohamed Shtayeh oświadczył, że Izrael poprzez osadnictwo dąży do „zniszczenia podstawy rozwiązania które forsuje społeczność międzynarodowa czyli utworzenia państwa palestyńskiego w granicach z 1967 r."
Jednocześnie jednak Izrael zgodził się na uwolnienie palestyńskich więźniów, co było jednym z warunków które musiał spełnić, by rozmowy w ogóle mogły się zacząć. Dziś opublikowano listę 26 więźniów, choć łącznie uwolnionych ma zostać ponad stu Palestyńczyków zatrzymanych jeszcze przed zawarciem porozumienia pokojowego w 1993 r. Uwolnienia ich żąda palestyński prezydent Mahmud Abbas.
Przeciw tej decyzji opowiedzieli się skrajnie prawicowi członkowie rządu premiera Baniamina Netanjahu twierdząc, że więźniowie mają „krew na rękach" (część z nich została skazana za udział w zamachach, w których zginęli Izraelczycy). Teraz dokładnie pod tak samym hasłem protestują przed siedzibą rządu przeciwnicy decyzji oraz rodziny ofiar.