Nie pojawiły się w tym żadne zręczne zagrywki propagandowe?
Ciekawe było dla mnie to, czego w tym przemówieniu zabrakło. Dobrze, że Ewa Kopacz nie czepia się już wątków feministycznych, bo przyznajmy szczerze, że jej wizerunek medialny nie jest zbyt kobiecy. Ten wątek został więc słusznie porzucony. Za to nie rozumiem, po co pani premier odwoływała się do chyba największego kiksu retorycznego Donalda Tuska, czyli do wejścia Polski do strefy euro, kiedy ta jest w głębokim kryzysie. Chodzą plotki, że to wszystko zostało jej napisane przez Jana Krzysztofa Bieleckiego czy Igora Ostachowicza. Widocznie jednak panowie byli zajęci czymś innym niż pisanie jej przemówienia i wyszło, jak wyszło...
Co w takim razie Ewa Kopacz powinna była pokazać?
Że jej rząd jest czymś więcej niż tylko cieniem poprzedniej ekipy. Tego nie pokazano, czyli nie było tej wyjątkowej propozycji sprzedaży, jak to nazywamy w marketingu. W mediach czuć było wielkie wyczekiwanie, by Kopacz powiedziała coś oryginalnego, by jej rząd miał jakiś charakterystyczny punkt oparcia. A w exposé nie znalazło się nic, poza powtarzaniem starych błędów. Znowu pojawiło się zdanie o przywracaniu zaufania do rządu, a to przecież było jednym z priorytetów gabinetu Tuska. Tylko jakoś to wcześniej się nie udawało, ?co przyznaje zresztą sama ?Ewa Kopacz. Gdyby zaś zebrać problemy, przed którymi naprawdę stoi teraz Polska, ?to premier nie powiedziała ?o nich w zasadzie nic.
Przecież padły zapewnienia o skróceniu kolejek w służbie zdrowia czy obietnica waloryzacji emerytur.
Tak, ale to obietnice, które już wcześniej wielokrotnie składał Donald Tusk. Tu trzeba wskazać jakąś oryginalną koncepcję, nawet prosty pomysł na rozwiązanie choć jednego problemu. A tu zabrakło jakiegokolwiek charakterystycznego dla tego rządu projektu. Problemów w tym kraju jest przecież co niemiara i z tych możliwości można było wybrać chociaż jedną.