"Rzeczpospolita": Po kolejnej katastrofie nie cichną dociekania, dlaczego wszystkie takie tegoroczne katastrofy lotnicze albo mają miejsce w Azji, albo dotyczą samolotów azjatyckich linii lotniczych. Pan pracuje w jednej z linii z Półwyspu Arabskiego i często lata po Azji. Czy tamtejsze realia lotnicze różnią się od tych w Europie?
Piotr Śmietana: Na pewno nie można mówić o Azji jako o całości, to w końcu zdecydowanie największy i najludniejszy kontynent świata. Zupełnie inaczej to wygląda w rejonie Zatoki Perskiej, inaczej w Indiach, Chinach czy Indochinach. Nie mierzmy tego więc wspólną miarą. Jeśli chodzi o Malezję, z którą związane są linie lotnicze od feralnych lotów, to jest to jeden z najbardziej uprzemysłowionych krajów całego kontynentu. Tamtejsze linie lotnicze stoją na bardzo dobrym poziomie.
Często lata pan do Malezji?
Tak, zdarza mi się tam latać i zdecydowanie jest to kraj o jednym z lepszych systemów kontroli lotów, zresztą podobnie jak Singapur czy Tajlandia. Oczywiście nie ma idealnych kontrolerów czy idealnych systemów kontroli, każdemu można by coś wyciągnąć zza uszu. Jednak dzięki kontaktom osobistym z ludźmi, którzy tam pracują czy pracowali, a także dzięki kontaktom z Malezyjczykami mam bardzo dobrą opinię o całym tamtejszym lotnictwie.
A jak pod tym względem wypada Indonezja? Airbus, który rozbił się w niedzielę, startował właśnie z indonezyjskiej Surabai i formalnie należał do tamtejszej spółki córki linii AirAsia.