Po 20. każdego miesiąca mieszkańcy miejscowości po obu stronach frontu ruszali w głąb terytorium Ukrainy, by w większych miejscowościach otrzymać emerytury, pensje (Ci, którzy cały czas pracują), dodatki socjalne itp.. Wybuch walk wokół Debalcewa zaskoczył wszystkich i pozostawił bez środków do życia.
W Ługańskiem sytuację pogarsza katastrofalny brak żywności. Miejscowi mieszkańcy uważają, że pozostało jej na jedynie około dwóch tygodni. „Jeśli w najbliższym czasie naszym nie uda się zdobyć Debalcewa, to trzeba będzie się cofać i zaczynać rozmowy z Kijowem, bo inaczej powtórzy się sytuacja z lata (ubiegłego roku), gdy w naszym regionie zabrakło po prostu wszystkiego, nawet najbardziej podstawowych artykułów" – twierdzi jedna z ługańskich gazet.
Sam ługański „prezydent" Igor Płotnicki pod koniec stycznia miał zapewniać, że jego „republika" gotowa jest natychmiast zacząć rozmowy z Kijowem pod warunkiem, że ukraińskie władze zniosą blokadę ekonomiczną. Nie wiadomo, jak to możliwe, ale położony dalej od rosyjskiej granicy region doniecki ma znacznie większe zapasy żywności od ługańskiego. Dlatego jego przywódcy zachowują się znacznie bardziej wojowniczo od sąsiadów z Ługańska.
Mieszkańcy oraz znaczna część dowódców separatystycznych oddziałów podejrzewają, że to z powodu znacznie większego złodziejstwa we władzach „ługańskiej republiki". Widząc bez przerwy w telewizji rosyjskie „konwoje humanitarne", nie rozumieją, dlaczego brakuje żywności i na terenach ługańskich separatystów zaczęto wprowadzać system kartkowy.
„Kanonadę słychać bez przerwy, dniem i nocą. Nie można spać czy choćby skupić się na czymś i przestać myśleć o wojnie. Ludzie są nerwowi, rozdrażnieni i cały czas się boją" – mówił jeden z mieszkańców wioski leżącej w pobliżu frontu, na północny zachód od Ługańska. W większości tamtejszych miejscowości nie ma prądu, bo separatyści konsekwentnie ostrzeliwują elektrownię w miejscowości Szczastie znajdującej się po ukraińskiej stronie frontu i bronionej przez batalion „Ajdar", ale dostarczającą elektryczność całemu regionowi.
Z powodu ostrzału artyleryjskiego ze strony separatystów w samym Debalcewie mieszkańcy siedzą cały czas w piwnicach domów. Jednocześnie nie kryją swej nienawiści do Ukrainy i ukraińskiej armii, którą obwiniają o swój los. Jedyna droga prowadząca na północ, w głąb Ukrainy, ostrzeliwana jest przez rosyjskie działa, ale od czasu do czasu ukraińscy wolontariusze docierają do miasta i zabierają chętnych do wyjazdu. Kobiety i dzieci wyjeżdżają w głąb kraju, mimo że znaczna część mężczyzn (według władz ukraińskich około 40 proc.) wstąpiła do oddziałów separatystów i jest po drugiej stronie frontu.
Od wybuchu walk w połowie stycznia kilkanaście tysięcy ludzi z miejscowości leżących w pobliżu pozycji separatystów uciekło też w głąb „republiki ługańskiej". Ale tam trudniej znaleźć dach nad głową: puste mieszkania w pierwszej kolejności przydzielane są „zasłużonym bojownikom".