Rok 2006. Kampania przed wyborami samorządowymi. PiS jest u władzy. Prym w sztabie wiodą Michał Kamiński i Adam Bielan, którzy rok wcześniej doprowadzili partię Jarosława Kaczyńskiego do wygranej w wyborach parlamentarnych. Ktoś prezentuje projekt billboardu. Kobieta, biało-czerwona flaga i hasło: „Czyny, nie słowa". Wszyscy czują, że czegoś brakuje, ale nikt nie kwapi się do komentowania. To słynni spin doktorzy są od wymyślania przekazu. Po chwili o głos prosi jednak Marcin Mastalerek, wówczas student, pracownik biura organizacyjnego partii.
– A może do tego hasła dalibyśmy najpopularniejsze postaci naszego rządu w regionach, z których pochodzą. Zbigniewa Religę na Śląsku, Zytę Gilowską na Lubelszczyźnie, a Zbigniewa Ziobrę w Małopolsce – proponuje, wywołując lekką konsternację.
Uwaga zostaje zignorowana, dyskusja toczy się dalej. Po chwili jednak Kamiński wstaje. – Mam pomysł – wykrzykuje. – K...a, to będzie hit. Do tego hasła będą pasować czołowe postaci naszego rządu. Religa, Gilowska, Ziobro. Zmieniamy te billboardy – rzuca i wychodzi z pokoju, by przekonać do koncepcji Kaczyńskiego.
Nie wystarczy przekaz
Mastalerek dziś jest posłem PiS i ma za sobą wygraną kampanię Andrzeja Dudy. To on jest również spin doktorem kampanii, która ma uczynić Beatę Szydło premierem. Kamiński po pięciu latach od wyjścia z PiS znalazł się w PO i jako jeden z najbliższych współpracowników premier Ewy Kopacz odpowiada za jej wizerunek.
Na ich rywalizację trudno już patrzeć jak na starcie czeladnika z mistrzem. Teraz to bowiem Kamiński musi udowodnić, że do kampanii Bronisława Komorowskiego dołączył zbyt późno, by móc ją uratować.