W poniedziałek o godz. 20 odbędzie się debata telewizyjna kandydatki PiS na premiera Beaty Szydło oraz szefowej rządu Ewy Kopacz. We wtorek o godz. 20 debatować będą przedstawiciele ośmiu komitetów biorących udział w wyborach parlamentarnych.
Filozof społeczny Dariusz Duma w programie "Rzeczpospolita od rana" w Polsat News przywołał debatę wszystkich kandydatów przed wyborami prezydenckimi. - Wszyscy pamiętamy, jak żenująca była debata prezydencka wszystkich kandydatów, gdy każdy mówił jedno zdanie i nikt nie mógł się niczego dowiedzieć - ocenił. Dodał jednak, że z drugiej strony "jest zagroda walczących byków, tj. liderki PiS i PO oraz zagroda pretendentów".
Roman Mańka z pisma "Ambasador" ocenił z kolei, że debata wielu kandydatów będzie nieprzejrzysta. - Trudno będzie w sposób wyraźny i czytelny zaprezentować stanowisko - podkreślił. Dodał jednocześnie, że mniejszych partii nie można pomijać. - Jednak gdyby w wyborach zarejestrowało się 50 komitetów, trzeba by było zorganizować debatę dla 50 osób - przyznał.
Mańka wspomniał o kolejności debat. - Najpierw powinna odbyć się debata innych komitetów, a potem Szydło-Kopacz. Tak jak na mistrzostwach świata w piłce nożnej - najpierw mamy półfinały, potem finał, a nie na odwrót - powiedział.
Ksiądz Zenon Hanas zwrócił uwagę na pewną prawidłowość przy organizacji debat na całym świecie. - Ten kto wygrywa w sondażach, nie jest zainteresowany debatą twarzą w twarz - powiedział i dodał, że z kolei ten, kto ma mniejsze poparcie, chce konfrontacji. Zdaniem Romana Mańki, PiS wyraził zgodę na debatę, mimo, że prowadzi w sondażach, bo gra o bardzo wysoką stawkę. - PO nie ma nic do stracenia - dodał.