W przeciwieństwie do szczytu NATO, wizyta Franciszka przebiegała idealnie po linii oczekiwań rządzących. O ile Barack Obama sprawił Jarosławowi Kaczyńskiemu, Andrzejowi Dudzie i Beacie Szydło niemiłą niespodziankę w postaci skrytykowania ich za przedłużający się konflikt o Trybunał Konstytucyjny, o tyle papież nie powiedział niczego, co można by uznać za kłopotliwe dla PiS. W sprawie uchodźców zajął diametralnie odmienne stanowisko od tego, jakie prezentuje gabinet Szydło, ale prorządowe media szybko wyjaśniły, że tak naprawdę miał coś innego na myśli i że panuje pełna zgoda między głową Kościoła katolickiego a ekipą rządzącą.
Dodatkowo nie zanotowano żadnych zgrzytów – ŚDM zostały bardzo dobrze przygotowane, nie odnotowano poważniejszych incydentów i, najważniejsze, nie doszło do zamachów terrorystycznych. Raczej było to wynikiem tego, że nikt się o takowe nie pokusił, a nie że polskie władze tak sprawnie rozbroiły potencjalne niebezpieczeństwo, ale nie ma to znaczenia – pozostaje faktem, że w czasie tych kilku dni nie doszło do zamachu i wszyscy pielgrzymi szczęśliwie wrócili do domów.
W cieple papieża
Ponadto przedstawiciele obozu rządzącego skwapliwie wykorzystali każdą okazję do tego, by ogrzać się w cieple Franciszka. Trudno zresztą mieć o to do nich pretensje – czynią tak wszystkie ekipy i wszyscy politycy. Sposobnością były oficjalne spotkania papieża z władzami naszego kraju, a także kolejne msze. Pani premier nie zawahała się także stać w tłumie pod „papieskim oknem" na Franciszkańskiej w Krakowie, co było widowiskiem tyleż żenującym, co korzystnym wizerunkowo.
Żenującym, bo trudno sobie wyobrazić, by Angela Merkel czy Margaret Thatcher w czasie swego urzędowania wystawały w tłumie pod oknem, w którym ma pojawić się głowa innego państwa; a korzystnym wizerunkowo, bo zapewne zachowanie to spodobało się większości Polaków nieprzywiązujących zbytniej wagi do takich drobnostek, jak powaga urzędu i prestiż państwa. Beata Szydło z całą pewnością nabiła sobie punktów i zyskała dzięki temu miano „równej babki" i zwykłej kobiety. To, że stało się to ze szkodą dla państwa, ma mniejsze znaczenie – ważne, że ona osobiście, jej rząd i jej partia na pewno na tym zyskali.
PiS wchodzi więc w okres pełnej kanikuły zwycięsko – organizacja ŚDM przebiegła wzorowo, uniknięto tragedii, a politycy tej partii ocieplili swoje wizerunki w blasku autorytetu papieża. To musi się odbić pozytywnie w sondażach partyjnych. Bo tego typu wydarzenia mają swoje znaczenie.