Gorący polityczny i obywatelski lipiec, a także zaskakujące weta prezydenta Andrzeja Dudy to zapewne jeden z przełomów politycznej rozgrywki, która trwa w Polsce od roku 2015. Nie może więc dziwić, że jedną z częściej stawianych spraw jest dziś kwestia politycznej kondycji obozu „dobrej zmiany". Analizujemy zatem komunikaty płynące z Pałacu Prezydenckiego, wsłuchujemy się w publiczne wystąpienia prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, wczytujemy się w głośny wywiad ministra Zbigniewa Ziobry, po to, by w szeregach rządzącej Polską prawicy ocenić skalę wewnętrznego napięcia, ambicje i zdolności przywódcze poszczególnych polityków, a także różne możliwe polityczne taktyki i strategie.
Pytanie jednak podstawowe – nie tylko dla PiS – brzmi chyba jednak nieco inaczej. Zanim sensownie zbuduje się scenariusze na przyszłość, trzeba najpierw odpowiedzieć na pytanie, co właściwie wydarzyło się w ciągu tych dwóch lipcowych tygodni. I co właściwe Zjednoczoną Prawicę, mającą tak stabilne poparcie społeczne i niewątpliwie sukcesy polityczne na koncie, popchnęło na skraj politycznego kryzysu.
Obóz władzy, a jak opozycja
Szukając odpowiedzi, nie sposób oczywiście pomijać olbrzymich wątpliwości ustrojowych, jakie budził sam projekt dotyczący radykalnych zmian w sądownictwie. Ale z czysto politycznego punktu widzenia problem wydaje się tkwić gdzie indziej. Obserwując dynamikę lipcowych wydarzeń, trudno oprzeć się wrażeniu, że w sytuacji politycznego kryzysu Zjednoczona Prawica nie chciała lub nie potrafiła działać jak obóz władzy, zachowując się raczej jak mająca parlamentarną większość polityczna opozycja.
Mówiąc to, nie można odmówić PiS i jego koalicjantom propaństwowego myślenia. Wiele celnych diagnoz i skutecznych działań, takich jak 500+, rozwój gospodarki czy plany modernizacyjne wicepremiera Mateusza Morawieckiego, świadczą o tym, że wielu polityków „dobrej zmiany" dobrze rozumie, na czym polega odpowiedzialne i skuteczne rządzenie państwem. Rzecz jednak w tym, że w polityce istotnym egzaminem z przywództwa i chwilą prawdy są także – a może przede wszystkim – polityczne kryzysy. To one pokazują kompetencje i filozofię politycznego przywództwa. Ta ostatnia zaś, w przypadku lipcowych działań PiS, o wiele bardziej od rządzenia nowoczesnym państwem przypominała nerwową strategię oblężonej, choć mającej przecież parlamentarną większość i władzę, opozycji.
Zamiast przemyślanej – i zapewne potrzebnej – reformy instytucji sądowniczych był polityczny zryw i polityczne tu i teraz. W miejsce rządowej, opartej na szerokich konsultacjach, ścieżki ustawodawczej wybrano działanie z zaskoczenia, ścieżkę poselską, bardziej właściwą opozycji. W napiętej sytuacji obywatelskich protestów, gdy nawet szeregowi politycy obozu władzy powinni zachować urzędową powściągliwość, nawet politycznym liderom i urzędnikom zdarzało się sięgać po nieakceptowalny język, dotykający i raniący wielu obywateli. Co więcej, i to chyba najbardziej niepokojące, w porę nie pojawiła się w tej sprawie ani stosowna autorefleksja, ani reakcja.