Riposta wobec ataku partyjnych krytyków. Pokazał mi go ojciec – dziennikarz – w dodatku do „Życia Warszawy”, mówiąc: „Czasem trzeba się uprzeć jak Bratkowski, a zawsze – umieć tak pisać”.
Ale dla upartych polityka rzadko jest łaskawa, szczególnie jeśli ktoś się uparł postępować i myśleć racjonalnie i pozytywistycznie w krainie absurdu, jaką była PRL. Próbował na różne sposoby: organizował prywatny klub dyskusyjny Klan Płonącego Pomidora w 1954 r., tworzył „Życie i Nowoczesność”, struktury poziome w PZPR, konwersatorium „Doświadczenie i Przyszłość”, nielegalną „Gazetę Mówioną” w latach 80. i dziesiątki innych inicjatyw, z których najnowsza zawsze była tą najlepszą, mającą zmienić Polskę w lepsze państwo. Nie przestał o tym marzyć po 1989 r.
Stefan Bratkowski był pozytywistą gospodarczym i romantykiem międzyludzkim: zakochiwał się na zabój w tych, którzy poprawiali świat. W 2017 r. pisał na łamach „Studia Opinii”: „Jako optymista, którego przyszłość usatysfakcjonowała, powiem jednak, że każdy może zmądrzeć i wielu widziałem takich, co zmądrzeli. Z obu stron.(...) Jako człowiek od 50 lat komuś niewygodny, pozostaję ze swymi uwagami kłopotliwym besserwisserem. Życzę kłopotliwego uśmiechu”.