[b]Rz: Dlaczego postanowił pan nakręcić film dla dzieci? [/b]
[b]Luc Besson:[/b] A dlaczego nie? W latach 90., chcąc obudzić uśpione społeczeństwo francuskie, zrobiłem "Nikitę" i "Leona zawodowca"; potem – science-fiction "Piąty element". Akcja "Wielkiego błękitu" toczyła się w wodzie, "Joanny d'Arc" – w średniowieczu. Niedawno podarowałem samotnym, zabieganym widzom czarno-biały film o uczuciach "Angel-A". Wypróbowuję różne konwencje. Teraz przyszła pora na bajkę dla dzieci. Już do tego dorosłem.
[b]Czy do filmów dla najmłodszych trzeba dojrzeć?[/b]
[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/galeria/107684,3,412123.html]zobacz więcej zdjęć z filmu "Artur i zemsta Maltazara"[/link][/b][/wyimek]
Nie wyobrażam sobie, by mógł je kręcić 19-latek. Młody człowiek chce się przyglądać społeczeństwu, robić rewolty, kochać, zabijać, tworzyć nowe światy. Próbuje wykrzyczeć jakieś prawdy o sobie. Z wiekiem stajemy się bardziej wrażliwi na inne pokolenia. Zaczynamy się przyglądać własnym dzieciom i chce nam się zrobić coś dla nich. Mam zresztą nadzieję, że "Artura..." będą oglądali nie tylko najmłodsi, lecz również ich rodzice czy dziadkowie, którzy tęsknią za czasami dzieciństwa. Tak jak ja zatęskniłem. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem rysunek siedzącego na liściu Artura, natychmiast zakochałem się w tym małym człowieczku, pragnąłem wiedzieć o nim wszystko: kim jest, gdzie mieszka, jakich ma przyjaciół.