Platforma Obywatelska szła do wyborów, podkreślając na różne sposoby swój związek z chrześcijańską tradycją Polski. Spotkania z hierarchami, mniej lub bardziej dyskretne wsparcie, jakiego udzielali jej wybitni ludzie Kościoła, miały budować wrażenie, że PO – podobnie jak PiS – tworzyć będzie układ, w którym katolicy traktowani są jako równoprawni obywatele, a nie jako grupa dążąca do budowania państwa wyznaniowego.
Po wygranych wyborach Donald Tusk i jego współpracownicy zrobili wiele, by wrażenie to podtrzymać. Śniadania z arcybiskupem Tadeuszem Gocłowskim czy błyskawiczna rodzinna, co podkreślały media, wizyta w Watykanie (uzyskana, jak się mówiło, dzięki znajomościom Władysława Bartoszewskiego), msze święte, w których uczestniczyli politycy – budowały wrażenie chrześcijańskiej tożsamości PO.
Było ono na tyle mocne, że wielu komentatorów na serio traktowało sugestie Jarosława Gowina, który prorokował, że z koalicji PO – PSL wyłonić się może w przyszłości jakaś polska forma rozsądnej, ale wiernej polskim tradycjom, centroprawicowej chadecji. Jednak rząd premiera Tuska i podejmowane przez niego decyzje każą pożegnać się z tym marzeniem.
Pierwszym wyraźnym sygnałem rezygnowania z chrześcijańsko-konserwatywnego skrzydła swojego elektoratu były wypowiedzi minister Ewy Kopacz. Jedną z pierwszych jej zapowiedzi była deklaracja, że zrobi wszystko, by doprowadzić do refundowania zabiegów zapłodnienia in vitro. Gdy zapowiedziom tym sprzeciwił się Kościół, minister z godną podziwu samoakceptacją zapewniała, że choć jest katoliczką, to nie zgadza się z katolickim nauczaniem w sprawach moralnych i nie zamierza być mu wierną.Minister zdrowia została błyskawicznie wsparta przez marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego oraz premiera Donalda Tuska, który uznał metodę in vitro za godną wsparcia. – Spodziewajcie się państwo działań i konsultacji zmierzających w stronę akceptacji tej metody poprzez już decyzję praktyczną mojego rządu – mówił dziennikarzom premier. Przy okazji zresztą wykazał się nieznajomością doktryny katolickiej, sugerując, że zawiera ona „ostrożny sceptycyzm” wobec tej metody zapłodnienia, podczas gdy Kościół jest jej zdecydowanie i jednoznacznie przeciwny, uznając ją za niemoralną.
Kilka dni później Tusk zdecydował się na kolejny wyraźny „akt wrogości” wobec episkopatu i opinii katolickiej, pacyfikując minister Katarzynę Hall i projekt wprowadzenia religii na maturę (na zasadach zresztą identycznych z tymi, na jakich na egzaminie dojrzałości można zdawać historię tańca). Dzień po spotkaniu minister edukacji narodowej z arcybiskupem Kazimierzem Nyczem, a dokładniej w dniu, w którym media rozpoczęły zdecydowany atak (często opierający się na dezinformacjach) na projekt „matury z religii”, premier Tusk obwieścił, że żadne decyzje nie zapadły i nie będą zapadały w czasie bilateralnych spotkań.