Nasi dyplomaci nie spodziewają się przełomu po dzisiejszych rozmowach zastępcy sekretarza stanu USA Daniela Frieda, który spotka się w Warszawie z szefem MSZ Radosławem Sikorskim. Amerykański dyplomata przylatuje na pogrzeb prof. Bronisława Geremka, ale wcześniej odbędzie rozmowy na temat tarczy antyrakietowej.
Polski rząd uzależnia zgodę na jej zainstalowanie w Polsce od stałej obecności jednej baterii rakiet Patriot. Jak dowiedziała się „Rz” Waszyngton jest temu niechętny m.in. z powodu gorszych warunków życia, jakie mieliby tu amerykańscy żołnierze. Rakiety, które miałyby przyjechać z Niemiec, pozostałyby pod amerykańskim dowództwem, a to oznacza, że do Polski musiałoby przyjechać na stałe około 100 żołnierzy.
– Musieliby przyjechać wraz z rodzinami, a w Niemczech warunki życia są o wiele lepsze. Trzeba brać pod uwagę nawet taki drobiazg jak to, że dzieci Amerykanów musiałyby chodzić tutaj do szkoły – mówi nam polski dyplomata. O stałej obecności Amerykanów nie mówi nawet umowa o umieszczeniu w Polsce bazy z wyrzutniami rakiet przechwytujących. W wynegocjowanej już między Polską a USA umowie zaznaczono, że obecność 200 – 300 amerykańskich żołnierzy i pracowników cywilnych odbywałaby się na zasadzie rotacji.
Dwa tygodnie temu Polska odrzuciła ofertę Amerykanów zakładającą czasową obecność wyrzutni Patriot. Zdaniem rządu Donalda Tuska tylko obecność takich wyrzutni zneutralizuje zagrożenie ze strony Rosji, która ostrzegała, że w przypadku umieszczenia w Polsce amerykańskiej bazy wyceluje w nią swoje rakiety.
Kilka dni po odrzuceniu amerykańskiej oferty minister Sikorski spotkał się w Waszyngtonie z amerykańską sekretarz stanu Condoleezzą Rice. Zaoferował wtedy dla patriotów jeden z garnizonów wojskowych, ponieważ strona amerykańska argumentowała wcześniej, że dla takich wyrzutni nie ma odpowiedniej bazy w Polsce. W miniony poniedziałek Condoleezza Rice spotkała się z sekretarzem obrony USA Robertem Gatesem, który ma ostatnie słowo w sprawie oferty dla Polski.