[b]Może jestem staroświecka, ale wydaje mi się, że polityki nie należy mieszać z show biznesem, bo to jest chore. I od pana jako politologa, przynajmniej chwilowo na urlopie, oczekiwałabym innych ocen. [/b]
Politolog musi przede wszystkim rozumieć mechanizmy rządzące polityką, takimi jakie one są, a nie takimi jakie być powinny. Politolog opisuje jak wygląda współczesny świat, Sarkozy'ego, Obamy, Berlusconiego. Oni są częścią show biznesu, to nie jest tylko polski wymysł. Ludzie ich wybierają, kochają, albo nienawidzą, bo są to ich zdaniem osobowości. Politycy stają się coraz bardziej celebrytami. W Polsce pierwszy zrozumiał to Palikot. I polskie media są absolutnie więźniami Palikota.
[b] Nie można tego, trywializującego wszystko, uwięzienia przerwać? [/b]
Kto miałby przerwać? Musiałyby zrobić to media. A to nie jest w interesie mediów. Palikot napędza im reklamy. Bo jest poczytny, oglądalny. Gdy ktoś zamieści jego opis, jak to leżał nagi na deskach swojego pomostu, będzie to czytane bardziej niż analiza o reformie służby zdrowia, która się dokonuje, bądź nie dokonuje pod rządami Ewy Kopacz. Palikot zrozumiał najszybciej z nas wszystkich, czym są media, jak są zdeprawowane. Choć oczywiście nie wszystkie.
[b]Jak się więc przed tym bronić? [/b]
Politycy nie znajdą na to remedium, muszą to zrobić media. Gdyby taką wstrzemięźliwość zaproponowała pani politykom PiS albo SLD, to znaczyłoby, że proponuje pani politykom tych partii skazanie się na rolę wiecznej opozycji.
[b]Nie sądzę, by tak musiało być. [/b]
To myśli pani, że wyborcy się otrząsną i powiedzą: – Chcemy poważnej polityki? Rzeczywiście, był taki moment w 2005 roku, że wyborcy dali szansę PiS i Platformie na robienie poważnej polityki.
[b]I co się stało? [/b]
To zostało zmarnowane. W moim przekonaniu – można mi zarzucić, że jestem teraz związany z PiS, ale tak samo uważałem wtedy – ta szansa w większej mierze została zmarnowana przez PO. Ale i PiS nie był bez winy.
[b]To niekończąca się dyskusja, która dzisiaj do niczego nie prowadzi. Może za 20 lat będzie można w pełni wiarygodnie powiedzieć, kto był wtedy winny. Choć rzeczywiście, była to wielka przewina polskiej polityki, że do tej koalicji nie doszło. [/b]
Zgoda. I miejmy nadzieję, że ten moment wróci. Ale partie opozycyjne nie mogą tkwić w nadziei, że kiedyś wyborca się otrząśnie, zamiast podniecać się kolejnymi skandalizującymi wpisami Palikota.
[b]Co więc dalej? [/b]
Będąc teraz aktywnym politykiem, czuję się jak osoba, która dostarcza rozrywki. Duża część mediów korzysta z nas dlatego, żeby rozerwać swoich odbiorców. Rola, którą niektórzy politycy odgrywają, by zainteresować odbiorców, tacy jak Marcinkiewicz czy nawet Kwaśniewski wpisuje się w te oczekiwania.
[b]Dlaczego umieszcza pan w tym zestawieniu prezydenta Kwaśniewskiego? [/b]
Budował obraz siebie i swojej rodziny, jako pochodzących ze świata półarystokratycznego, z takiego polskiego bizancjum. I nie byłoby też Palikota, gdyby nie było na niego zapotrzebowania. Media by go nie sprzedawały, jeśli nie byłoby ludzi, którzy chcą go kupić. Palikot jest jak Benny Hill, a polska polityka ciągle czeka na Monty Pythona.
[b] To nie można na ludzi inaczej oddziaływać? [/b]
Można, tylko okazuje się, że droga Palikota jest najłatwiejsza. Że takich wyborców jest najwięcej.
[b]Najwięcej, bo najłatwiej po porostu do nich dotrzeć i ich zainteresować. [/b]
Może. My politycy docieramy do wyborców jednak przez media. W kampanii wyborczej, spotkania z wyborcami jednak się nie liczą.
[b] To chyba bywa różnie? [/b]
Co do tego, to właściwe jestem przekonany. Dlaczego wyborcy głosują na Marcinkiewicza, który zresztą nie ma nic wspólnego z Kazimierzem?
[b]Albo na Tuska, który nie ma na imię Donald? [/b]
Rozpoznawalność nazwiska jest najważniejsza. To czy się pisze o mnie dobrze, czy źle to nie ma kompletnie znaczenia. I Palikot dobrze o tym wie. Bo jak wyborca idzie do urny i wie już którą partię wybierze, a widzi wśród mnóstwa anonimowych nazwisk, to które mu się kojarzy — bez względu na to czy dobrze czy źle — to czuje się jakby był to ktoś dla niego bliski. I na niego zagłosuje. Dlatego Palikot jakkolwiek będzie sprośny, dostanie 90 proc. głosów platformerskich.
[b] To może nie warto było przechodzić do polityki? [/b]
W polityce mam jednak większe poczucie wolności. 15 września mam sprawę karną z powództwa Jana Iwanka, czyli dyrektora mojego instytutu na uczelni. Jeśli zapadnie tam jakikolwiek wyrok skazujący mnie, to automatycznie tracę prawo wykonywania zawodu. Wtedy okazałoby się, że na polskiej uczelni może pracować esbecki kapuś, a nie może pracować ktoś, kto o tej przeszłości mówi. A w polityce mogę nadal działać. Ona mi daje wolność, choć oczywiście też ograniczoną.
[b] Jednak pana fascynacja fenomenem Palikota nie napawa mnie optymistycznie. [/b]
To nie jest fascynacja. Stoję z rozdziawioną gębą i patrzę na fenomen Palikota. Jak media dały się na to nabrać, jak wyborcy są wobec tego bezsilni. I jak ja jestem wobec tego bezsilny.