[b]Rz: Donald Tusk wezwał do wprowadzenia ordynacji mieszanej w wyborach do Sejmu. „Rz” pisała, że PO zbiera ekspertyzy, które pozwolą jej na wprowadzenie tego rozwiązania bez konieczności zmiany konstytucji. Czy warto wprowadzać nowe zasady?[/b]
Dr Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego: Tak. Ta ordynacja ma zbyt wiele wad. Stosunki lokalnych kandydatów i liderów partii są w ciągłym napięciu. Jedni i drudzy wciąż próbują się ogrywać. Największym problemem kandydata z Olkusza nie jest to, jak rywalizować z kandydatem z innej partii, tylko to, czy zapraszać do siebie krakowskiego lidera listy. Bo może się okazać, że ten zbierze w Olkuszu zbyt wiele głosów. Jeśli jeszcze kolega z tej samej listy ze Skawiny czy Krzeszowic lidera nie zaprosi, to może zebrać więcej głosów od olkuskiego kandydata i odebrać mu mandat.
[b]Chce pan powiedzieć, że na szczeblu lokalnym międzypartyjna rywalizacja wyborcza nie istnieje?[/b]
Jest bez znaczenia. Z perspektywy posła szansa na stratę mandatu na rzecz innej partii jest czysto matematycznie o rząd wielkości mniejsza niż szansa na stratę mandatu na rzecz innego kandydata z własnej listy. Nie ma powodu, by wchodzić w konflikt z kandydatami z innych list. Łatwiej jest przekonywać twardy elektorat własnej partii, że powinien głosować na kandydata lokalnego, a nie na lidera listy. Jeden z posłów opowiadał mi, że kiedyś spotkał się z dwoma innymi kandydatami do Sejmu – wszyscy byli z tego samego powiatu, każdy z nich był z innej partii. Spojrzeli sobie w oczy, uścisnęli ręce i skonstatowali, że nie są dla siebie rywalami. Nie rywalizują ze sobą, tylko z kolegami z sąsiednich powiatów.
[wyimek]Obecny system wyborczy krzywdzi mniejsze partie. Co czwarty głos na PSL został zmarnowany[/wyimek]