Wciąż nie wiadomo, dlaczego 10 kwietnia prezydencki samolot rozbił się pod Smoleńskiem.
Przyczyny wypadku, w którym zginęło 96 osób, badają cztery instytucje. Śledztwo ze strony polskiej prowadzi wojskowa prokuratura okręgowa. Ustaleniem okoliczności i wyjaśnieniem przyczyn tragedii zajmuje się Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, której przewodniczy szef MSWiA Jerzy Miller. Sprawą zajmują się podobne instytucje rosyjskie: Międzypaństwowa Komisja Lotnicza i prokuratura. Polscy śledczy do dziś nie wiedzą, o czym w ostatnich minutach rozmawiała załoga. Według zapewnień prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta czarne skrzynki miały do minionego piątku być już w Polsce.
Jednak najważniejsze dowody – zarejestrowane rozmowy w kokpicie – wciąż badają Rosjanie. Po katastrofie informowali, że zapisy w skrzynkach są w dobrym stanie. Ale z ostatnich przekazów wynika, że część zachowała się w bardzo słabej jakości.
Do komisji badającej w Moskwie przyczyny katastrofy wpłynęła przygotowana w USA wstępna analiza od producenta urządzeń nawigacyjnych. Jak podało RMF FM, wynika z niej, że system TAWS był sprawny.
22 kwietnia mówił pan, że zapisy z czarnych skrzynek Tu-154 będą w Polsce za dwa tygodnie. Nie ma ich do dziś. Na czym opierał pan swoje przekonanie?