Michał Kamiński: Jarosław Kaczyński nikogo nie oszukał

Za agresję w życiu publicznym odpowiada PO. To Niesiołowski, Kutz, Wajda plugawili język debaty

Publikacja: 16.07.2010 22:00

Kaczyński opowiada, co wydarzyło się w Smoleńsku. Mnie tam nie było, ale wiem od przyjaciół, którzy

Kaczyński opowiada, co wydarzyło się w Smoleńsku. Mnie tam nie było, ale wiem od przyjaciół, którzy wtedy z nim pojechali, jak byli wstrząśnięci cynizmem i brutalnością ekipy Donalda Tuska na miejscu tragedii – mówi europoseł Michał Kamiński (PiS)

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

Rz: Ile twarzy ma Jarosław Kaczyński?

Michał Kamiński, europoseł PiS, współtwórca kampanii prezydenckiej prezesa partii:

Ma jedną – twarz polityka konsekwentnego w realizowaniu tego, w co wierzy. Zapewne z biegiem lat zmienia się, tak jak zmieniają się wszyscy ludzie. Ale twarz jest jedna.

Rozumiem, że z Brukseli można było to przeoczyć, ale Polska od jakiegoś czasu debatuje, ile jest tych twarzy.

Ma jedną twarz, ale oczywiście narracja, którą uprawia jako polityk, jest inna teraz, a inna była w kampanii wyborczej. Tym bardziej że w kampanii prezydenckiej znalazł się w sytuacji szczególnej. Ubiegał się o fotel prezydenta, ale jednocześnie nad kampanią zaciążyła katastrofa smoleńska. Rozumiem, że pytanie odnosi się do tego, iż po wyborach prezes zaczął mówić o katastrofie. Nie widzę w tym niczego dziwnego. Świadczy to raczej o tym, że on nie chciał wykorzystywać katastrofy w kampanii wyborczej. Teraz wraca do tematu, do którego wszyscy musimy wrócić. Jest ciągle wiele pytań o to, co się stało w Smoleńsku. Mamy prawo do ustalenia prawdy.

Sprawy tragedii i traktowania śp. Lecha Kaczyńskiego nie można zamknąć dla dobra przyszłości Polski

Zmianę wizerunku łatwo skomentować jako cyniczną grę w czasie kampanii, np. tak: Kaczyński łagodną twarzą oszukał wyborców, a teraz wraca do prawdziwego wizerunku sprzed 10 kwietnia.

Wszyscy powinniśmy poznać prawdę o przyczynach katastrofy. Prezes, jako lider opozycji, a ponadto jako brat śp. prezydenta ma prawo tego się domagać. Zresztą nie dziwię się histerii rozgrywającej się wokół pytań, które zadał Jarosław Kaczyński, i prawdy, którą ujawnił, np. o tym,

co działo się na lotnisku w Smoleńsku i jak tam został potraktowany przez władze rosyjskie. Nie dziwię się tej histerii, bo to temat całkowicie niewygodny dla obecnie rządzących.

To histeria?

Tak. Zawsze zadawałem sobie pytanie, jak liberalny establishment w mediach – który w Polsce sięga do 90 proc. przekazu medialnego – będzie chciał racjonalizować fakt, że poniósł jednak w tych wyborach porażkę. Kandydat establishmentu wygrał tylko minimalnie, a Jarosław Kaczyński – którego elektorat i zaplecze przedstawiano jako margines i watahę, którą trzeba dorżnąć (co z właściwą sobie elegancją zapowiadał szef dyplomacji) – zdobył 47 proc. głosów. Tyle liczy ta wataha. To poważny problem dla establishmentu, bo okazało się, że jego przekaz nie dociera do prawie połowy Polaków, lub przynosi odwrotny skutek.

Najłatwiej to wyjaśnić zdaniem „Jarosław Kaczyński oszukał”. Jednak, po pierwsze, nikogo nie oszukał. Po drugie, to on w czasie kampanii był brutalnie atakowany. Przecież kampania zaczęła się od obelg panów Bartoszewskiego i Wajdy, do których w pewnym momencie dołączył nieoceniony Janusz Palikot.

W tych wyborach każdy mógł się skonfrontować z różnymi opiniami na temat Kaczyńskiego, w tym z całkowicie obraźliwymi. Ludzie dokonali wyboru, wygrał Bronisław Komorowski, co całkowicie szanujemy. Kaczyński zdobył się na gratulacje dla niego, odwrotnie w pierwszej turze się tak nie stało...

Ale po drugiej były gratulacje.

To prawda, choć nie w pierwszej. Wrócę do tego, że mamy do czynienia z próbą racjonalizacji dokonywanej przez establishment, którego przekaz nie dotarł do połowy Polaków mimo wydania wielkich pieniędzy. Pan Walter przekonał się, że tak jak nie może kupić za pieniądze sympatii kibiców Legii, tak jego imperium medialne nie może kupić dla Bronisława Komorowskiego poparcia wielkiej części Polaków.

Tyle, że wynik 47 proc. został osiągnięty dzięki łagodnemu językowi. Trudno dziś nie dyskutować o zmianie.

Nie widzę brutalności w obecnym języku Kaczyńskiego. Jeżeli gdzieś widzę brutalność, to po przeciwnej stronie. Nie dajmy się zwariować, gdzie on jest brutalny? Kaczyński opowiada, co wydarzyło się w Smoleńsku, i o tym, co sam widział. Są na to świadkowie. Mnie tam nie było, ale wiem od przyjaciół, którzy wtedy z nim pojechali, jak byli wstrząśnięci cynizmem i brutalnością ekipy Donalda Tuska na miejscu tragedii.

Ludzie Tuska mówią, że była propozycja dla Kaczyńskiego, by zabrał się z premierem do Smoleńska. On to odrzucił, więc nie jechał z kolumną rządową i dotarł później.

To idiotyczne tłumaczenie. Jest faktem, że kolumna Kaczyńskiego była opóźniona po to, by Tusk dojechał tam pierwszy.

Nie dziwię się, że w dniu, w którym Kaczyński dowiedział się o śmierci brata, nie miał ochoty spędzić lotu z człowiekiem, który notorycznie obrażał tegoż brata i uczynił sensem swojego życia walkę z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Z człowiekiem, który pozwalał swoim podwładnym na poniżanie prezydenta, a przecież Donald Tusk to wszystko robił.

Wreszcie to Tusk podjął z Rosjanami grę zaproponowaną przez Władymira Putina, której celem było wyeliminowanie prezydenta Rzeczypospolitej z obchodów 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.

Zupełnie nie dziwię się Jarosławowi Kaczyńskiemu, że tak zareagował, gdy usłyszał cyniczną propozycję Tuska, aby razem lecieć do Smoleńska.

Kaczyński sam opowiada w wywiadzie dla „Gazety Polskiej”, że już w pierwszej rozmowie z informującym go o katastrofie Radosławem Sikorskim rzucił mu słowa o zbrodniczej polityce rządu Tuska. To raczej nie przysłuży się końcowi wojny polsko-polskiej.

On jest na tyle szczery, że przywołuje słowa, które powiedział w momencie największego szoku, jaki spotkał go w życiu. Nie udaje, ale szczerze mówi.

Druga strona jednak nie odbierze tego jako zachęty do współpracy.

Doskonale wiadomo, że chęć do współpracy została odrzucona już wtedy, gdy Kaczyński mówił o zakończeniu wojny polsko-polskiej. Ze strony PO spotkały go obelgi i zniewagi.

W wywiadzie dla „Rz” jako warunek współpracy postawił konieczność przeprosin ze strony liderów PO. Takie oczekiwanie to polityczne kuriozum.

Kaczyński miał na myśli to, że jeżeli PO chce szczerej współpracy z PiS, to musi jednak jakoś skwitować kilka lat niszczenia debaty publicznej w Polsce. Przecież to PO ponosi odpowiedzialność za agresję w naszym życiu publicznym. Przecież tacy ludzie, jak Niesiołowski, Kutz, Bartoszewski, Wajda konsekwentnie plugawili język debaty. Jeżeli PO chce współpracować, to musi się jakoś odnieść do ich słów. Powinna coś powiedzieć na temat tego, co Janusz Palikot robił z prezydentem. Albo o tym, jak Lecha Kaczyńskiego traktował Niesiołowski, Tusk, Bartoszewski etc.

Tyle że w polityce, gdy ktoś głosi takie żale, to druga strona odpowiada wyliczanką swoich pretensji. Przypomnę tu słowa Joachima Brudzińskiego o ruskiej trumnie. To też nie był popis taktu.

Ale powiedział prawdę. Jaka to była trumna?

Rosyjska, nie ruska.

No dobrze, nie czepiajmy się słów. Ale to nie uderza w Platformę, chyba że ustawi się ona w roli obrońcy dobrego imienia Rosji.

Chodzi o szerszy kontekst. Brudziński chciał tak przywalić, żeby zabolało.

Nie sądzę, bo drugiej strony takie rzeczy nie bolą. Dotychczasowe doświadczenia wskazują, że nie są to ludzie przesadnie wrażliwi.

To też nie jest pojednawcza wypowiedź.

Za to jest to opis prawdy. Tacy ludzie są w Platformie. Stwierdzam tylko fakty. Bardzo chciałbym, żeby zakończyła się wojna polsko-polska. Jarosław Kaczyński mówił o tym dziesiątki razy podczas kampanii prezydenckiej. I nie usłyszał żadnej pozytywnej odpowiedzi. Po tym, jak niektórzy ludzie zachowywali się po tragedii smoleńskiej, zakładam, że jednak różnią się od nas czymś pod względem moralnym.

To jak w takim razie będzie wyglądał przekaz PiS?

Tak jak do tej pory: chcemy zmieniać Polskę na lepsze, robić to uczciwie, szanując naszą tradycję, budować nowoczesny kraj.

Ale będzie to komunikowane ostrym językiem przez tych polityków, których koledzy z partii nazywają talibanem?

Nie wiem, kto może należeć do owego talibanu. PiS musi być ugrupowaniem zmierzającym w stronę centrum. Byłoby bardzo źle, gdyby moja partia postanowiła ograniczyć swoją rolę wyłącznie do bycia ugrupowaniem konserwatywnej prawicy. Wtedy oscylowalibyśmy tylko koło 20 proc. poparcia. A mnie interesuje partia, która jest zdolna rządzić Polską.

Sprawy tragedii smoleńskiej i tego, jak niektórzy politycy Platformy traktowali śp. Lecha Kaczyńskiego, nie można zamknąć dla dobra przyszłości Polski.

Rz: Ile twarzy ma Jarosław Kaczyński?

Michał Kamiński, europoseł PiS, współtwórca kampanii prezydenckiej prezesa partii:

Pozostało 99% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!