„Dzisiaj w nocy z 26/27 IV 2010 r. w czasie snu (...) pilot (…) powiedział: nazywam się Arkadiusz Protasiuk, to ja prowadziłem samolot, który się rozbił. Winę za to ponoszą wyłącznie Rosjanie, ale tego im się nie udowodni. Na koniec uścisnął mnie i powiedział: Bardzo pani dziękuję, gdyby były do mnie pytania, to odpowiem. (…) Jeżeli ma Pan pytania do śp. pilota dotyczące lotu, to proszę mi napisać. Zadam mu te pytania i Panu odpiszę".
List od 73-letniej Leokadii N. z Tczewa jest tylko jednym z wielu, które trafiają do gen. Krzysztofa Parulskiego, szefa Naczelnej Prokuratury Wojskowej, która prowadzi śledztwo wyjaśniające okoliczności katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem.
Co jeszcze czytają wojskowi śledczy w dziesiątkach e -maili i listów? W większości o tym, że Tu -154 rozbił się w wyniku zamachu dokonanego np. poprzez elektroimpuls lub promienie mikrofalowe. Niektórzy autorzy doniesień przekonują, że gęsta mgła nad lotniskiem Siewiernyj w Smoleńsku została 10 kwietnia wywołana sztucznie.
– W społeczeństwie wiara w to, że był to zamach jest powszechna – komentuje prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny. Według niego te pisma są efektem głębokości tej wiary.
Prokuratorzy dostają też liczne wiadomości z obelgami od ludzi niezadowolonych ze sposobu prowadzenia tego śledztwa.