– To była jedna wielka rozpacz. Ledwo zdążyliśmy wywieźć w bezpieczne miejsce krowy i świnie, a już woda weszła do domu – wspominają majowe nadejście fali powodziowej Adam i Ewa Kamyszowie z Woli Przemykowskiej w Małopolsce, rodzice dziewięciorga dzieci.
Trójka najstarszych ma już swoje rodziny, ale pozostałe wciąż są na ich utrzymaniu (najmłodsze dziecko chodzi do zerówki).
Na ponad 6 hektarach woda jeszcze nie opadła. – Jezioro mamy zamiast zboża – mówi pani Ewa.
Rodzina skorzystała z rządowej pomocy na odbudowę domu. Szybko się jednak okazało, że 20 tys. zł, które otrzymali, nie wystarczy na cały remont.
– Dwa pokoje, kuchnię i korytarz odnowiliśmy z tej dotacji, ale resztę musimy zrobić na własny koszt. Nie wiem, czy wystarczy nam pieniędzy i zdążymy przed mrozem – martwi się pan Adam.