[obrazek=http://www.rp.pl/static/img/orzelek_zakladki.gif][b] Administracja Baracka Obamy wezwała prezydenta Mubaraka jedynie do rozpoczęcia „politycznej transformacji”, a wiceprezydent Joe Biden wręcz zaprzeczał w weekend, że Mubarak jest dyktatorem. Dlaczego amerykańskiemu rządowi tak trudno jest popierać prodemokratyczne powstanie w Egipcie?[/b]
[b]James Phillips:[/b] Popieranie powstania i wzniecanie dalszych protestów byłoby błędem. Taka polityka prowadziłaby do kolejnych ofiar śmiertelnych. Rząd USA chce uspokoić sytuację, próbując nakłaniać do stopniowej i zorganizowanej zmiany reżimu.
[obrazek=http://www.rp.pl/static/img/orzelek_zakladki.gif][b] Wielu Egipcjan chciałoby jednak widzieć bardziej zdecydowaną postawę Ameryki.[/b]
Rzeczywiście, wielu przypuszczalnie by tego chciało. Stany Zjednoczone były jednak przez lata sojusznikiem reżimu Mubaraka i opuszczanie go byłoby błędem, dopóki nie będzie jasne, że zmiana rządów w Kairze będzie oznaczać ewolucję w stronę demokracji, a nie w stronę islamskiej dyktatury.
[obrazek=http://www.rp.pl/static/img/orzelek_zakladki.gif][b] Jak wiele Ameryka straciłaby na upadku Hosniego Mubaraka?[/b]