Niektóre decyzje regionów były na tyle kontrowersyjne, że Donald Tusk komentował je publicznie. Tak było z wysłaniem do Senatu Elżbiety Radziszewskiej, minister ds. równego traktowania, choć od kilku kadencji startowała do Sejmu. Premier zapowiedział, że Radziszewska znajdzie się i tym razem na sejmowej liście. Władze PO w Łódzkiem nie czekały już na decyzję centrali i same przywróciły Radziszewską na listę do Sejmu.
Wiele wskazuje na to, że do korekty na posiedzeniu Zarządu Krajowego dojdzie także na lubelskiej liście. Pierwsze miejsce dostała tam Magdalena Gąsior-Marek, której media wypominają, że zasłynęła z wręczenia kwiatów Cezaremu Grabarczykowi, gdy w Sejmie przepadł wniosek o wotum nieufności dla niego. Popularna posłanka Joanna Mucha trafiła na czwartą pozycję. Podobnie jak Radziszewska odwołała się od decyzji.
– Mam nieoficjalne opinie różnych polityków z partii, że taki układ listy jest zły, staramy się przecież zwiększyć wynik wyborczy, a to w dużej mierze zależy od tego, jak wiele głosów mogą zebrać osoby z pierwszych miejsc – mówi "Rz" Mucha.
– Dostanie to pierwsze miejsce. Dobrze wypadła w naszych badaniach popularności, a my potrzebujemy silnych jedynek – zdradza polityk z otoczenia premiera. Taką opinię usłyszeliśmy od kilku polityków z władz partii.
Jeśli władze krajowe przychylą się do odwołania Joanny Muchy, to po decyzji w sprawie Radziszewskiej będzie to kolejny prztyczek dla tzw. spółdzielni Grabarczyka – twierdzą niektórzy politycy PO.
Odwołania są też w Małopolsce. Tam zaskoczeniem był fakt, że lider krakowskiej PO poseł Łukasz Gibała nie znalazł się wcale na liście. Jest szansa, że Zarząd Krajowy zmieni tę decyzję. Część zasiadających w nim szefów regionów uważa, że Gibała powinien dostać szansę. – Najlepszą metodą na weryfikację pracy parlamentarzysty jest weryfikacja dokonana przez wyborców – mówi Andrzej Halicki, lider PO na Mazowszu.