Każdy ma swoją cegiełkę

Agnieszka Radwańska o gonitwie za Masters, myśleniu na korcie i wartości wysiłku zbiorowego

Aktualizacja: 13.10.2011 05:56 Publikacja: 13.10.2011 02:13

Każdy ma swoją cegiełkę

Foto: ROL

Rz: O czym mówi się teraz w szatniach WTA Tour, pewnie o pani niezwykłej formie?

Agnieszka Radwańska:

Mówi się tylko o tym, że wreszcie widać koniec sezonu. Główne pytanie brzmi: gdzie jedziesz na wakacje?

Gdzie pani jedzie na wakacje?

Nie mam na razie pojęcia.

Rozumiem, że nie planuje pani wyjazdu do ciepłych krajów, tylko jak niedługo wygrać Masters. Słychać głosy, że po azjatyckich triumfach jest tam pani kandydatką do zwycięstwa, zgadza się pani?

Nie zgadzam. Przecież pojadę tam jako ostatnia w kolejce. W ogóle mówienie o faworytkach tego turnieju nie ma sensu. To rywalizacja ośmiu najlepszych na świecie, wszystkie są dobre. Do rozegrania są same trudne mecze, nie ma co rozprawiać o złym czy dobrym losowaniu, każde spotkanie ma znaczenie.

Ale to, że wygrała pani pięknie finał w Pekinie, że gra najlepiej w karierze, chyba pani potwierdzi?

No tak... Lecz zagrałam dobrze nie tylko w ostatnim finale, trzeba liczyć także wcześniejsze turnieje, może nawet ten wygrany w Carlsbadzie. Ale gdyby mi ktoś powiedział przed wyjazdem do Azji, że jadę po zwycięstwa w Tokio i Pekinie, odpowiedziałabym, że jest nienormalny. To nie mieściło się w wyobraźni, zwłaszcza wygrać w stolicy Chin.

Tam były przecież wszystkie najlepsze, bo turniej był obowiązkowy. Jak już klasyfikować, to powiem tak: najlepszy był półfinał w Tokio z Azarenką i pierwszy set z Andreą Petkovic w Pekinie. Finał w Chinach mógł się najbardziej podobać dlatego, że stawka była podwójna: mecz o tytuł oraz walka dwóch dziewczyn prawie bezpośrednio o awans do Masters.

Porozmawiajmy o powodach tych sukcesów. Zna je pani?

W Azji zawsze mi się grało bardzo dobrze, dwa lata temu byłam tam w półfinale i finale. Rok temu grałam z kontuzją i pojechałam bardziej, by być obecna – więc to się nie liczy. Muszę jednak powiedzieć, że w początkowych meczach w Tokio zupełnie nie czułam kortów. Pierwsze zwycięstwa były wymęczone, osiągnięte bardziej ambicją niż dobrą grą. Dopiero gdzieś od ćwierćfinału zaczęłam się poprawiać, i tak poszło...

To tłumaczy, że forma się pojawiła w odpowiednim czasie, ale dlaczego właśnie wtedy?

Może dlatego, że pojechałam do Azji bez żadnego stresu. Byłam pogodzona z tym, że nie zagram w Masters, byłam na aucie – 14. miejsce i kilkaset punktów straty do ósmej, wydawało się, że to poza moim zasięgiem. Nikogo nie chciałam gonić, tylko ewentualnie ładnie zakończyć sezon. Bez presji.

A jaki był udział trenera Tomasza Wiktorowskiego, który w telewizorze też firmował twarzą te zwycięstwa?

Nie będę podawać tego w procentach, bo tego policzyć się nie da. Rzeczywiście, trener Wiktorowski był na turniejach, ale wiadomo, że mam wokół siebie całą grupę ludzi, którzy mi pomagają. Swój udział mają chłopcy, z którymi trenowałam w Krakowie, swoje zrobił trener odnowy i przygotowania fizycznego. Każdy ma swoją cegiełkę.

Nie powie pani, że koleżanki z kortów nie dostrzegły zmiany trenera i nie zadawały pytań, skąd się wziął?

Kto zna sprawę, ten wie. Oczywiście, że były na ten temat plotki i czasem się je dementuje, a czasem nie, bo nie warto. Z Tomkiem znamy się ładnych parę lat, od dawna bywa z nami na turniejach. Jest między nami dobra komunikacja, to podstawa współpracy. I już.

Jak będzie wyglądała pani współpraca z ojcem w nowym sezonie?

Nic jeszcze nie wiadomo.

Czy na tę współpracę będą miały wpływ rozmowy z Polskim Związkiem Tenisowym, którego pracownikiem jest Wiktorowski?

Hm...

Czyli do igrzysk nie powinno się wiele zmienić?

Hm...

Nowy menedżer pomaga? Ken Meyerson przyleciał do Azji?

Nie było go, ale widać, że się stara. Od kilku tygodni mam sponsora strojów – firmę Lotto.

Jakie są pierwsze wrażenia z opieki firmy – jest wybór, nie było konfliktu gustów?

To dopiero początek, ale na razie wybór mam ogromny, stroje są naprawdę fajne, żadnych problemów nie dostrzegam.

Może będzie kolekcja podpisana nazwiskiem Agnieszki Radwańskiej, to normalna kolej rzeczy w przypadku sław sportu?

Chyba za wcześnie, by o tym rozmawiać.

Chwalą panią bez umiaru zagraniczni fachowcy, że wszechstronna, że bezbłędna, że myśli na korcie; odkrywają to, co wiemy od dawna. Czy zdaniem pani można jeszcze coś poprawić?

Wszystko można poprawić, zawsze jest miejsce na rozwój, ale nie zawsze wiadomo, co w tym celu zrobić. Jakby to było takie proste, to poziom tenisa byłby niebotyczny. Jestem w takim punkcie kariery, że poprawę daje tylko ciężka praca, trening, trening i trening. A z tym myśleniem to jest tak, że jak piłka przylatuje do ciebie sekundę po tym, gdy rywalka ją odbiła, to nie myśli się wcale. Nie planuje się odbicia w lewo czy w prawo, tylko działa się automatycznie, na wytrenowanych odruchach. Często nie wiem, gdzie poślę piłkę, to działa samo.

Przed Masters jest jeszcze start w Moskwie. Jak pani potraktuje ten turniej – ostatnie starcie z Marion Bartoli?

Moskwa jest tylko turniejem przystankowym. Jadę tam po to, by potwierdzić start w Stambule, by mieć pewność.

Odnoszę wrażenie, że pani już ją ma...

Petkovic jakby się poddała, rezygnując z jednego turnieju, Bartoli ma dużą stratę, więc trochę już czuję się jedną z ósemki, ale zagram w Moskwie.

Kiedy pani leci do Rosji?

W sobotę, bo tam na cały turniej są tylko trzy korty treningowe, dostęp do nich to najwyżej pół godziny dziennie. Lepiej potrenować w Krakowie. Tylko Ula musi lecieć już w czwartek na eliminacje.

Jak zdrowie?

Dziękuję, bywało gorzej.

Jak na tę ilość tenisa, jaką mam za sobą, na pewno nie jest źle. Tylko jeszcze dokucza mi zmiana strefy czasowej.

Całą noc nie spałam.

Czyli jednak marzy pani o odpoczynku. Tenisiści grają o miesiąc dłużej i bardzo narzekają, a jak jest z tenisistkami?

Oni mają tylko miesiąc przerwy, z którego dwa tygodnie idą na przygotowania do startu w styczniu w Australii. Muszą się zebrać i coś z tym zrobić. My powiedziałyśmy jednym głosem, że chcemy krócej grać. Nie możemy więc narzekać, niektóre mają po 2,5 miesiąca zimowych wakacji. To już jest tyle, że można odpocząć i wyleczyć to, co boli.

Znalazła pani honorowe miejsce dla dwóch azjatyckich pucharów?

Tych wielkich z ceremonii wręczania nagród nie dostałam na własność. Mistrzynie otrzymują miniatury. Japoński talerz przyjechał ze mną, a chiński złoty puchar przyślą mi pocztą organizatorzy, bo był za duży. Pewnie jeszcze go nie spakowali.

Najpierw Moskwa, potem Stambuł, a w listopadzie odpoczynek

Agnieszka Radwańska wróciła do Krakowa tylko na kilka dni. W sobotę wyjeżdża na turniej o Puchar Kremla do Moskwy, gdzie zapewne ostatecznie wywalczy prawo gry w kończącym sezon Masters w Stambule. Pierwszy raz byłaby nie rezerwową, lecz pełnoprawną uczestniczką prestiżowej rywalizacji. W Turcji (25 – 30 października) zagra osiem czołowych tenisistek świata w mijającym roku, siedem miejsc jest już zajętych, najpoważniejszą, właściwie murowaną kandydatką do ósmego jest Radwańska.   Zadecydowały o tym jej znakomita forma jesienią oraz zwycięstwa w Tokio i Pekinie.

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!