W budynku Sądu Najwyższego w Jerozolimie rozegrały się dramatyczne sceny. Rozpatrywał on bowiem petycje Izraelczyków, którzy sprzeciwiają się decyzji rządu o wymianie porwanego przez Hamas żołnierza na 1027 palestyńskich więźniów. Petycję złożyły rodziny osób, które zginęły w zamachach dokonanych przez terrorystów, którzy mają wyjść na wolność.
W roli obrońcy decyzji rządu wystąpił Noam Szalit, ojciec porwanego żołnierza. – Jestem właśnie na sądowym korytarzu. Będę się starał przekonać wszystkich, że już najwyższy czas, by mój syn wrócił do domu. Cała rodzina na niego czeka – powiedział Noam Szalit w rozmowie telefonicznej z „Rz".
Nie było to jednak łatwe. Przed salą rozpraw podbiegł do niego Szwuel Szijweschuurder, którego rodzice oraz trójka rodzeństwa zginęli w 2001 roku w zamachu na jerozolimską restaurację Sbarro. Sprawca m.in. tego ataku ma teraz zostać wypuszczony. – Powieś nad swoim domem czarną flagę! To dla nas dzień żałoby! – krzyczał w twarz Noamowi Szalitowi.
W sądzie pojawił się również Ron Kehrmann, którego córka Tal zginęła w 2003 roku w zamachu bombowym na autobus w Hajfie. On także prosił sędziów, by zablokowali uwolnienie morderców jego dziecka. Wniosek podobnie jak inne został odrzucony. – To wszystko jest już od dawna ukartowane, nasze protesty nie miały szans – rzucił po wyjściu z sądu reporterom stojącym przed salą.
Protest przeciwko decyzji sądów złożyło również Stowarzyszenie Ofiar Terroru Almagor.