Za zamkniętymi drzwiami

Kardynałowie uczestniczący w konklawe zobowiązani są do tajemnicy do grobowej deski, ale ciekawość ludzka nie zna granic

Publikacja: 09.03.2013 00:01

Red

Od niemal trzech tygodni wybieraniem przywódcy dla katolików zajmują się środki masowego przekazu, sporządzając listy „mocnych" kandydatów, organizując rankingi szans najbardziej papabili i porównując charakterystyki każdego z nich w zależności od układu sił, prognoz poparcia, przewidywań przyszłych decyzji, nachylenia ku lewicy lub prawicy, postępu czy tradycji. Nie ma się zresztą co dziwić.

Po śmierci Jana Pawła I amerykański National Opinion Research Center z Chicago wypracował nawet modele komputerowe dla przeprowadzenia symulacji przyszłych wyborów w Watykanie. Na podstawie zgromadzonych „opinii" i „zachowań" każdego z kardynałów elektorów przygotowano materiał do obróbki elektronicznej. Komputerowym papieżem po raz pierwszy w historii chrześcijaństwa został wybrany kardynał Corrado Ursi z Sycylii. Nazajutrz, 12 października 1978 roku, agencja Associated Press poczęstowała zgłodniałych czytelników nagłówkiem „Komputer wybrał Ursiego na następnego papieża".

Cóż, miejmy nadzieję, że dziennikarze i blogerzy zmęczą się nieco uciążliwościami związanymi z wybieraniem Kościołowi widzialnej głowy, pozostawiając co nieco do zdziałania kardynałom. A zadanie, które przed nimi stoi, do łatwych nie należy. Kardynałowie uczestniczący w wyborach zobowiązani są do tajemnicy do grobowej deski, ale ciekawość ludzka nie zna granic. Można się więc co nieco dowiedzieć, instalując jakiemuś purpuratowi mikrofonik w postaci guzika od sutanny albo po latach, odnajdując pamiętnik spisany przez sędziwego hierarchę, który ustom nakazał milczenie, ale rękom przecież nie. Poza tym sekret obowiązywał go jedynie do śmierci.

W każdym bądź razie, jeśli możemy czegoś więcej się dowiedzieć o wyborze namiestnika Chrystusa, to jedynie po to, aby goręcej się modlić za postawionych przed próbą życia kardynałów.

Popędzanie kardynałów

Pierwsze regularne konklawe w Kościele dokonało wyboru Honoriusza II w 1216 roku. Wcześniej, jeden z jego poprzedników, Aleksander III w 1179 roku prawo wyboru głowy Kościoła zarezerwował tylko dla kardynałów. Wszystko odbywało się o wiele prościej niż dzisiaj, zwłaszcza że liczba kardynałów nie przekraczała trzydziestu.

Ponieważ największą przywarą dostojników w czerwonych kapeluszach zdawał się być całkowity brak pośpiechu, należało pomyśleć, w jaki sposób pomóc czcigodnym hierarchom pozbyć się owej wady. Powzięto więc postanowienie, aby zamknąć ich na klucz oraz poddać stymulującej diecie. Tak wybierano papieża w 1216, a następnie w 1241 i w 1243 roku. W 1268 poza dotychczasowymi środkami użyto również i tego, że wielebnych duchownych zamurowano w pomieszczeniu. Kiedy nawet i to nie pomogło, postanowiono rozebrać dach, wystawiając ich na łaskę kapryśnej pogody. Ale i tak z wyborem kolejnego papieża świat musiał poczekać dwa lata, dziewięć miesięcy oraz dwa dni.

Aby zapobiec przypadkom nieznośnie długich okresów sede vacante na Stolicy Apostolskiej – a przypomnę tylko, że chodzi o czas pomiędzy śmiercią poprzedniego Ojca Świętego a wyłonieniem nowego – papież Grzegorz X podczas Soboru Lyońskiego II w 1274 roku, ogłosił konstytucję Ubi periculum ustanawiającą oficjalnie instytucję konklawe. Odtąd miało się ono kierować ściśle określonymi zasadami.

Po dziesięciu dniach od zgonu papieża kardynałowie byli zobowiązani do zebrania się w miejscu, w którym umarł poprzedni zwierzchnik Kościoła. „W miejscu bez ścian i zasłonek działowych", mieli przebywać razem, unikając kontaktów ze światem zewnętrznym, jak i sekretnych konszachtów. Klucze do pomieszczenia były starannie strzeżone. Nad tajnością obrad i niedopuszczaniem do wchodzenia bądź wychodzenia stamtąd kogokolwiek, aż posiedzenie zakończy się wyborem, mieli czuwać: kardynał kamerling oraz ceremoniarz konklawe. Posiłki podawane były przy pomocy naczyń obrotowych, w dodatku za każdym razem były sprawdzane, aby nikt tą drogą nie usiłował przemycać wiadomości.

Jeśli po trzech dniach nie doszło do wyboru papieża, kardynałom ograniczano jedzenie do dwóch misek dziennie przez kolejnych pięć dni. Gdy i to nie pomogło, kardynałowie resztę dni spędzali w zamknięciu o chlebie, winie i wodzie. Dieta nie jest być może drakońska z punktu widzenia mieszkańców Sudanu, ale dla ówczesnych kościelnych dostojników mogła stanowić powód do zadumy.

Po śmierci Innocentego III w 1216 roku kardynałowie wcale nie byli zgodni co do tego, kto najbardziej zasługuje na urząd papieski. Przy tym mieli świadomość, że nikt inny na świecie w kompetencji wyboru nowej głowy Kościoła nie może ich wyręczyć. Gdy więc w takim stanie ducha zebrali się w Perugii, nie było innego wyjścia, jak skłóconych elektorów zamknąć na klucz. Efekt okazał się murowany – purpuraci, przerażeni perspektywą nieoczekiwanego aresztu, szybko zdecydowali się na wybór Honoriusza III.

Instytucję konklawe wymyśliły rządy państw europejskich z powodów czysto pragmatycznych. W XIII wieku Europa była całkowicie zdominowana przez papiestwo. Powodzenie polityki każdego tronu zależało od jego ścisłej relacji z Biskupem Rzymu. Polityka papieża, jego pragnienia i preferencje, sympatie czy antypatie, pretensje czy uprzedzenia jego, jak i jego rodziny, czy też wpływowych rodów, które za nim stały – wszystko to mogło mieć istotny wpływ na powodzenie polityki jakiegoś króla czy królowej. Toteż nieobsadzony tron papieski, zwłaszcza przez długi czas, odciskał się na stabilności w Europie, mogąc zagrozić politycznym celom, międzynarodowemu handlowi czy spokojowi w sferze publicznej. Przed siedmiuset pięćdziesięcioma laty, Europa, by przetrwać, po prostu potrzebowała papieża.

Po Honoriuszu wstąpił na tron papieski Grzegorz IX. Ten w następstwie nieudanych politycznych manewrów i niefortunnych porozumień, poróżnił między sobą cały kontynent, wciągając w ten bałagan również Kościół. Dwory Francji, Anglii i Hiszpanii wdały się wzajemnie w konflikt. Lecz gdy papież wystąpił przeciwko cesarzowi niemieckiemu, ten wraz ze swymi wojskami podszedł pod Rzym. Rozproszone po całej Italii obozowiska żołdaków cesarza Fryderyka II doprowadziły przerażonego, niemalże stuletniego papieża, do ataku serca.

Jego śmierć tylko wzmocniła podziały i niepokoje wewnątrz kolegium kardynalskiego. Hierarchowie nie potrafili w żaden sposób porozumieć się w sprawie wyboru następcy, zdolnego uspokoić rozjuszonego niemieckiego władcę.

W tamtym okresie Rzymem rządził bliski papieżom, możny ród Orsinich. Rozumieli oni świetnie, że ich los, jak i całej Italii zależy od jakości elekcji na papieskim tronie. Postanowili zatem osobiście zatroszczyć się o przywrócenie zgody i jednomyślności wśród kardynałów. Wszyscy dostojnicy, jeden po drugim, zostali skrępowani sznurami za ręce i nogi, po czym publicznie wychłostani. Zmaltretowanych zapędzono do sporego, trzykondygnacyjnego budynku przy via Appia w Rzymie. Orsini nakazali zaryglować drzwi i okna. Wokół budowli oraz na jej dachu zostały rozstawione straże z rozkazem pozbawienia życia każdego, kto by chciał wtargnąć do budynku bądź go opuścić.

Warunki były opłakane – brudna pościel, nieapetyczne jedzenie oraz pojemniki na nieczystości nie opróżniane aż do momentu zakończenia konklawe. Gdy jeden z kardynałów zdawał się umierający, pozostali umieścili go w prowizorycznej trumnie z zakrytym na górze wiekiem. Nieszczęśnik, prawie bez powietrza, wysłuchiwał z wnętrza śpiewów odprawianej mszy świętej.

Strażnicy na dachu, którym kategorycznie zabroniono oddalać się z miejsca służby, używali rynien dla swych potrzeb fizjologicznych. Można sobie wyobrazić, co się działo, gdy nadchodziły letnie burze, a odpływy się zatykały. Niechlubna zawartość wlewała się do pomieszczenia z kardynałami. Niestety, nawet to nie wpłynęło na skrócenie okresu dwóch miesięcy, których kardynałowie potrzebowali, aby wreszcie wybrać na Ojca Świętego arcybiskupa Mediolanu.

Przy kolejnym wybieraniu papieża cesarz Fryderyk II wymyślił inny czynnik motywujący uczestników konklawe. Gdy poczęli zwlekać z decyzją, zaczął wraz ze swoją armią systematycznie pastwić się na ich osobistym dobytku.

Takie oto początki przeżywała procedura wybierania głowy Kościoła przy drzwiach i oknach zamkniętych.

Chmura dymu w reflektorach

Aż do 1550 roku, kiedy na tron Piotrowy został wybrany Juliusz III, karteczki z głosowania były palone w otworze kominka wewnątrz Kaplicy Sykstyńskiej. Juliusz, który był miłośnikiem sztuki, z obawy, że dym naruszy freski wewnątrz kaplicy, nakazał zainstalowanie piecyka z kominem wychodzącym poza pałac watykański. Od tamtych czasów na placu św. Piotra zbiera się tłum w oczekiwaniu na dym czarny lub biały.

Odkąd jednak telewizja rozpoczęła transmitowanie na żywo oczekiwania na wynik głosowań kardynalskich, pojawiły się problemy z rozpoznawaniem barwy dymu z powodu reflektorów rzucających światło na komin Kaplicy Sykstyńskiej. Kłopot z rozpoznaniem jakości komunikatu dymnego mieli obserwatorzy konklawe z 1963 roku. Przy okazji kolejnego konklawe z 1978 roku niektórzy producenci przemysłu naftowego zaproponowali zainstalowanie specjalnych urządzeń do produkcji kolorowego dymu, ale ówczesny kamerling, kardynał Villot pomysł odrzucił. Wolał, aby o barwie dymu nadal decydowały rodzaje wosku używanego wraz z karteczkami w procesie spalania wyników głosowań.

Jak donosi prasa włoska, w tym roku po raz pierwszy o kolorze komunikatu z komina rozstrzygną świece dymne.

Tradycja przybierania nowego imienia przez świeżo wybranego papieża sięga XI wieku. Wcześniej następcy św. Piotra pozostawali raczej przy swoich imionach chrzcielnych, chyba że brzmiały zbyt pogańsko. Pierwszym papieżem, który przyjął nowe imię w dniu elekcji był Jan II, rządzący Kościołem od 533 do 535 roku. Biedak nazywał się Merkuriusz, co wszystkim przywodziło na myśl greckiego boga transportowców. Podobnie i w 955 roku wybrany na stolicę Piotrową Oktawian przybrał imię Jana XII. Nie mógł przecież służyć jako chrześcijański Biskup Rzymu ktoś kojarzony z dawnym pogańskim imperatorem.

Podobne problemy miał wybrany w 996 roku Niemiec o imieniu Brunon. Wstąpił więc na tron papieski jako Grzegorz V. Jego następca Gerbert wolał przejść do historii jako Sylwester II. Dwaj inni papieże: Jan XIV oraz Sergiusz IV postanowili zrezygnować ze swych poprzednich imion z czystego szacunku dla pierwszego z Apostołów. Obaj bowiem nazywali się Piotr.

Od XI wieku tylko dwóch papieży zerwało z ustanowioną tradycją, pozostając przy brzmieniu swych imion otrzymanych na chrzcie. Pierwszym był Holender Adrian VI (wybrany w 1522), drugi zaś Marceli II, który na tronie papieskim zasiadał jedynie przez 20 dni.

Pierwszym papieżem natomiast, który zainaugurował zwyczaj stawiania sobie po imieniu rzymskiej liczby był Grzegorz III, wyniesiony do godności papieża w 731 roku.

Extra omnes!

Praktyka konklawe przez wieki nabrała rutyny. Trzy osoby pozostają po zewnętrznej stronie głównych drzwi od Kaplicy Sykstyńskiej: prefekt domu papieskiego, zarządca miasta Watykanu oraz komendant Gwardii Szwajcarskiej. Są oni odpowiedzialni za bezpieczeństwo przebiegu posiedzeń od zewnątrz. Od wewnętrznej strony za zabezpieczenie drzwi odpowiada dwóch kardynałów.

Jak wygląda procedura zamknięcia drzwi? Na znak kardynała z Kaplicy, prefekt domu papieskiego zamyka drzwi, komendant przekręca klucz, zarządca Watykanu sprawdza klamką zamknięcie drzwi. To samo od wewnątrz czyni mistrz ceremonii papieskich. Upewniony co do spełnienia wymogów procedury mówi: „Extra omnes!" Podczas najbliższego konklawe przywilej wygłoszenia tej formuły przypadnie ks. prałatowi Guido Mariniemu.

Najważniejszą przywarą dostojników w czerwonych kapeluszach wydawał się ich brak pośpiechu

Konklawe rozpocznie się od odczytania na głos przez kardynała kamerlinga – tym razem będzie nim wyniesiony jeszcze przez ustępującego papieża do tej roli sekretarz stanu Tarcisio Bertone – wszystkim obecnym regulaminu wyborów. Przy okazji padają ostrzeżenia, że gdyby ktoś zamierzał użyć sprzętu do wysłania lub przyjęcia wiadomości z zewnątrz, zostanie usunięty z konklawe i obłożony dotkliwymi karami. Kamerling odczytuje treść uroczystej przysięgi nakładając na wszystkich obowiązek unikania jakiegokolwiek zakłócenia procedur, a przede wszystkim zachowania w ścisłej tajemnicy wszystkiego, co się wydarzy.

Przed rozpoczęciem konklawe ojcowie zajmują pokoiki według losowania w Domu św. Marty wewnątrz Watykanu. O oddzielnych pomieszczeniach dla kardynałów zdecydował już papież Leon XIII, zaś o zapewnienie odpowiednich warunków bytowych zadbał Jan Paweł II. Oprócz pokoi, do dyspozycji kardynałów pozostaje jadalnia, biblioteka oraz sama Kaplica Sykstyńska.

Kardynał kamerling ogłasza moment wyłonienia spośród biorących udział w wyborach kardynałów, specjalnych funkcji: trzech skrutatorów, których zadaniem będzie sprawdzanie i podliczanie głosów; trzech infirmerów, którzy w razie choroby któregoś z elektorów zmuszonego do pozostania w swojej celi odbiorą od niego karteczkę z głosowania i dostarczą skrutatorom; oraz trzech rewizorów, kontrolujących pracę skrutatorów.

Ceremoniarz wyborów wymiesza bileciki z nazwiskami uczestników wrzucone do kielicha, aby wyciągnąć i odczytać na głos tych, którzy będą skrutatorami. Takim sposobem podczas konklawe w sierpniu 1978 roku jako pierwszy do pełnienia tej funkcji został wylosowany kardynał Karol Wojtyła. Pełnił on to zadanie wraz z brazylijskim biskupem Aloisio Lorscheiderem oraz Bernardinem Gantinem z Beninu. Kamerling poprosi skrutatorów o zajęcie miejsca przy ołtarzu, na którym zostanie ustawiony pusty kielich przykryty srebrną pateną. Kardynał Bertone przypomni, by karteczki wypełniać w tajemnicy, takim charakterem pisma, aby autor nie został rozpoznany. Na karteczce musi zostać zapisane tylko jedno nazwisko, w przeciwnym razie głos będzie nieważny. W podjęciu decyzji kardynałom pomaga imponujący fresk Sądu Ostatecznego. To najlepsza gwarancja kierowania się bojaźnią Bożą przy wyborze. Wszak z każdego słowa i zamiaru będziemy rozliczani przed majestatem Przedwiecznego.

Kto z kardynałów jest już gotowy, zbliża się do ołtarza, przyklęka na kilka sekund modlitwy z kartką złożoną w zaciśniętej dłoni. Podnosi się i przed ołtarzem wypowiada słowa przysięgi: „Przywołuję na świadka Chrystusa, naszego Pana, który będzie moim Sędzią, że oddałem głos na tego, który przed Bogiem według mnie powinien być wybrany". Składa karteczkę na patenie, którą przechyla tak, aby bilecik trafił do kielicha. Jako pierwsi podchodzą kardynałowie skrutatorzy, potem kolejni według wieku: kardynałowie biskupi, kardynałowie prezbiterzy, a na końcu kardynałowie diakoni.

Nad wszystkimi wisi atmosfera milczącego i napiętego oczekiwania na wynik. Jak powiedział jeden z kardynałów seniorów, słychać wtedy cichy szelest Ducha Świętego.

Wyznaczony kardynał zanosi kielich na stół skrutatorów. Drugi ze skrutatorów zasiada przed innym pustym kielichem. Rozpoczyna się wyławianie głosów zanurzonych w elekcyjnym naczyniu. Kardynał otwiera głosy i umieszcza je w pustym kielichu. Inny ze skrutatorów liczy karteczki donośnym głosem. Gdyby ilość głosów nie zgadzała się z liczbą uczestników konklawe, karteczki zostaną zebrane i umieszczone w piecu. Uczestnicy przystąpią do kolejnego głosowania.

Jeśli wszystko przebiegło zgodnie z oczekiwaniem, skrutator ponownie otwiera bileciki i umieszczone tam nazwiska wpisuje na kartę papieru, a następnie podaje karteczki do odczytania drugiemu ze skrutatorów, który nanosi nazwiska na swoją listę. Gdy bilecik trafia do rąk trzeciego ze skrutatorów, ten donośnym głosem odczytuje imię kandydatów na urząd Piotra. Po odczytaniu wszystkich karteczek i nanizaniu ich na igłę z nicią, prowadzący wybory kardynał zaprasza do stołu rewizorów, by skontrolowali procedurę. Jeden z kardynałów skrutatorów odczytuje na głos rezultat pierwszego głosowania: lista kardynałów zwykle jest wtedy jeszcze długa. Niektórzy biorą oddech ulgi, inni przypatrują się minom faworytów. Kiedy w sierpniu 1978 roku wybierano na papieża Jana Pawła I, zadanie podania do wiadomości wyników głosowania przypadło Karolowi Wojtyle, wybranemu jako pierwszy skrutator.

Formalności dopełnia kamerling, obwieszczając termin kolejnego głosowania. Potem do akcji wkracza mistrz ceremonii, który na ten moment pojawia się w Kaplicy Sykstyńskiej. Przejmuje karteczki z nazwiskami i wrzuca je do pieca.

Wybór Piotra

A kiedy już dojdzie do wyboru papieża, wybuch emocji i aplauz zagłuszą podawane do wiadomości liczby głosów zgromadzonych na koncie innych kandydatów. Ponownie wezwany zostanie mistrz ceremonii Marini. Dziekan korpusu kardynalskiego, kardynał Angelo Sodano, który z powodu przekroczonych już osiemdziesięciu lat życia nie weźmie udziału w głosowaniu, wraz z kardynałem kamerlingiem Bertone, skrutatorami i mistrzem ceremonii zbliży się do kandydata na papieża. W kaplicy zalegnie cisza. Sodano zwróci się do elekta po łacinie: „Przewielebny kardynale, czy przyjmujesz dokonany zgodnie z prawem wybór na Najwyższego Pasterza?"

Hierarcha, być może tak jak Albino Luciani (Jan Paweł I), stanie z zamkniętymi oczami modląc się bezgłośnie. Bezwiednie zaciśnie, po czym rozluźni ramiona. Wreszcie pewnym głosem odpowie: „Niech Pan wam wybaczy to, coście mi wyrządzili". Po czym doda: „Przyjmuję... w imię Pańskie!"

Może zareaguje tak jak Karol Wojtyła, który pozostał pochylony, z twarzą ukrytą w dłoniach. Spomiędzy palców ciekły łzy. I tak jak polskiego kardynała dziekan korpusu kardynalskiego trąci w ramię, przynaglając do udzielenia odpowiedzi. Ten zaś, podobnie jak Karol Wojtyła uniesie głowę, a w jego spojrzeniu wszyscy dostrzegą determinację kogoś, kto doszedł z Bogiem do zgody, gotowego podjąć postawione przed nim zadanie. I odpowie wraz z napływającymi od nowa do oczu łzami: „W posłuszeństwie wiary mojemu Panu, Chrystusowi oraz w zaufaniu Matce Chrystusa i Kościoła, świadomy poważnych trudności, przyjmuję".

Kaplicą Sykstyńską wstrząśnie huragan oklasków. Dziekan korpusu kardynalskiego przeczeka euforię, aby zadać nowo wybranemu Ojcu Świętemu drugie, nie mniej ważne pytanie: „Jakie imię chcesz obrać?".

Potrzeba będzie prawdopodobnie wiele cierpliwości, aby Wielebnego Nominata wyrwać z objęć kardynalskich i poprowadzić do zakrystii, w której oczekiwać już będzie krawiec, aby dopasować jedną z trzech białych sutann. Zadanie poprowadzenia nowego papieża elekta na balkon Bazyliki św. Piotra i ogłoszenia światu radosnego „Habemus papam" tym razem przypadnie protodiakonowi, kardynałowi Jean-Louis Pierre Tauranowi. Oby jak najszybciej.

Autor jest duchownym katolickim, duszpasterzem akademickim w Warszawie. Magister psychologii i doktor teologii. Wykłada teologię dogmatyczną na Papieskim Wydziale Teologicznym i w seminarium duchownym w Warszawie.

Od niemal trzech tygodni wybieraniem przywódcy dla katolików zajmują się środki masowego przekazu, sporządzając listy „mocnych" kandydatów, organizując rankingi szans najbardziej papabili i porównując charakterystyki każdego z nich w zależności od układu sił, prognoz poparcia, przewidywań przyszłych decyzji, nachylenia ku lewicy lub prawicy, postępu czy tradycji. Nie ma się zresztą co dziwić.

Po śmierci Jana Pawła I amerykański National Opinion Research Center z Chicago wypracował nawet modele komputerowe dla przeprowadzenia symulacji przyszłych wyborów w Watykanie. Na podstawie zgromadzonych „opinii" i „zachowań" każdego z kardynałów elektorów przygotowano materiał do obróbki elektronicznej. Komputerowym papieżem po raz pierwszy w historii chrześcijaństwa został wybrany kardynał Corrado Ursi z Sycylii. Nazajutrz, 12 października 1978 roku, agencja Associated Press poczęstowała zgłodniałych czytelników nagłówkiem „Komputer wybrał Ursiego na następnego papieża".

Cóż, miejmy nadzieję, że dziennikarze i blogerzy zmęczą się nieco uciążliwościami związanymi z wybieraniem Kościołowi widzialnej głowy, pozostawiając co nieco do zdziałania kardynałom. A zadanie, które przed nimi stoi, do łatwych nie należy. Kardynałowie uczestniczący w wyborach zobowiązani są do tajemnicy do grobowej deski, ale ciekawość ludzka nie zna granic. Można się więc co nieco dowiedzieć, instalując jakiemuś purpuratowi mikrofonik w postaci guzika od sutanny albo po latach, odnajdując pamiętnik spisany przez sędziwego hierarchę, który ustom nakazał milczenie, ale rękom przecież nie. Poza tym sekret obowiązywał go jedynie do śmierci.

W każdym bądź razie, jeśli możemy czegoś więcej się dowiedzieć o wyborze namiestnika Chrystusa, to jedynie po to, aby goręcej się modlić za postawionych przed próbą życia kardynałów.

Popędzanie kardynałów

Pierwsze regularne konklawe w Kościele dokonało wyboru Honoriusza II w 1216 roku. Wcześniej, jeden z jego poprzedników, Aleksander III w 1179 roku prawo wyboru głowy Kościoła zarezerwował tylko dla kardynałów. Wszystko odbywało się o wiele prościej niż dzisiaj, zwłaszcza że liczba kardynałów nie przekraczała trzydziestu.

Ponieważ największą przywarą dostojników w czerwonych kapeluszach zdawał się być całkowity brak pośpiechu, należało pomyśleć, w jaki sposób pomóc czcigodnym hierarchom pozbyć się owej wady. Powzięto więc postanowienie, aby zamknąć ich na klucz oraz poddać stymulującej diecie. Tak wybierano papieża w 1216, a następnie w 1241 i w 1243 roku. W 1268 poza dotychczasowymi środkami użyto również i tego, że wielebnych duchownych zamurowano w pomieszczeniu. Kiedy nawet i to nie pomogło, postanowiono rozebrać dach, wystawiając ich na łaskę kapryśnej pogody. Ale i tak z wyborem kolejnego papieża świat musiał poczekać dwa lata, dziewięć miesięcy oraz dwa dni.

Aby zapobiec przypadkom nieznośnie długich okresów sede vacante na Stolicy Apostolskiej – a przypomnę tylko, że chodzi o czas pomiędzy śmiercią poprzedniego Ojca Świętego a wyłonieniem nowego – papież Grzegorz X podczas Soboru Lyońskiego II w 1274 roku, ogłosił konstytucję Ubi periculum ustanawiającą oficjalnie instytucję konklawe. Odtąd miało się ono kierować ściśle określonymi zasadami.

Po dziesięciu dniach od zgonu papieża kardynałowie byli zobowiązani do zebrania się w miejscu, w którym umarł poprzedni zwierzchnik Kościoła. „W miejscu bez ścian i zasłonek działowych", mieli przebywać razem, unikając kontaktów ze światem zewnętrznym, jak i sekretnych konszachtów. Klucze do pomieszczenia były starannie strzeżone. Nad tajnością obrad i niedopuszczaniem do wchodzenia bądź wychodzenia stamtąd kogokolwiek, aż posiedzenie zakończy się wyborem, mieli czuwać: kardynał kamerling oraz ceremoniarz konklawe. Posiłki podawane były przy pomocy naczyń obrotowych, w dodatku za każdym razem były sprawdzane, aby nikt tą drogą nie usiłował przemycać wiadomości.

Jeśli po trzech dniach nie doszło do wyboru papieża, kardynałom ograniczano jedzenie do dwóch misek dziennie przez kolejnych pięć dni. Gdy i to nie pomogło, kardynałowie resztę dni spędzali w zamknięciu o chlebie, winie i wodzie. Dieta nie jest być może drakońska z punktu widzenia mieszkańców Sudanu, ale dla ówczesnych kościelnych dostojników mogła stanowić powód do zadumy.

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!