– Biegli lekarze, którzy dotychczas przebadali Marcina L., nie byli w stanie stwierdzić, czy podejrzany jest poczytalny, a to istotna informacja przy określeniu ewentualnej odpowiedzialności za czyny – tłumaczy „Rz" Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi. I dodaje: – W najbliższych dniach będziemy wnioskować do sądu o zgodę na umieszczenie podejrzanego na kilkutygodniowej obserwacji.
E-maile o podłożeniu ładunków wybuchowych zostały rozesłane w połowie czerwca do 22 instytucji w kraju, w tym szpitali, sądów i centrów handlowych oraz prokuratur. Wywołały ogromne zamieszanie i konieczność ewakuacji 2,5 tys. osób.
Łódzka prokuratura prowadzi od tygodnia śledztwo w sprawie wywołania fałszywych alarmów i spowodowania przez to zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi oraz mienia (przejęła je od prokuratury katowickiej, która jest poszkodowana, bo do niej także trafił w czerwcu e-mail informujący o podłożeniu bomby).
E-maile o rzekomych ładunkach wybuchowych, których autorem ma być Marcin L., zostały wysłane z serwerów w kraju oraz za granicą – w Stanach Zjednoczonych, Francji oraz w Niemczech.
Według policji informacje o rzekomych bombach sam L. wysyłał z Wielkiej Brytanii (gdzie dorywczo pracował) za pośrednictwem dwóch skrzynek e-mailowych, a także z telefonu komórkowego. Miał też stosować techniki szyfrowania e-maili.