Szanse na wybór obecnych regionalnych europosłów, zepchniętych na dalsze miejsca, przez to mogą się zmniejszyć. A przy obecnych sondażach Platformy każde miejsce poza początkiem listy nie gwarantuje wyboru. Dlatego też w partii panuje atmosfera nerwowości.
Jeśli Rostowski będzie „jedynką" na Mazowszu, to o mandacie może zapomnieć Jolanta Hübner. Jeśli będzie „dwójką" w Warszawie, to mandat straci Paweł Zalewski.
Jeśli otworzy listę w Wielkopolsce, to utrudni wybór Filipowi Kaczmarkowi (co akurat premiera nieszczególnie martwi, bo Kaczmarek uważany jest za stronnika Grzegorza Schetyny). Lider Kujawsko-Pomorskiej PO Tomasz Lenz byłby nawet zadowolony, gdyby Rostowski wystartował w jego regionie, bo już od dawna chce się pozbyć europosła Tadeusza Zwiefki. Swojego dobrego kandydata nie mają też struktury zachodniopomorskie i lubuskie, bo we władzach PO już zapadła decyzja, by z list wyborczych wyrzucić europosła Sławomira Nitrasa, który skonfliktował się z lokalnymi strukturami partii.
– Jacek musi dostać takie miejsce, żeby miał gwarancję wyboru. I dostanie – mówi nam jeden ze sztabowców Platformy.
Sam Rostowski – jak wynika z naszych informacji – jest spokojny o swój mandat. Snuje już nawet dalsze plany. Rozpoczął zabiegi o stanowisko polskiego komisarza w Komisji Europejskiej. Konkurencję ma jednak mocną, bo o tę nominację starają się także szef MSZ Radosław Sikorski, obecny komisarz Janusz Lewandowski oraz jego poprzedniczka Danuta Hübner. Według naszych informacji, wbrew publicznym deklaracjom, wciąż w grze o stanowiska w Unii Europejskiej pozostaje premier Donald Tusk.