Absurdy warszawskiej komunikacji miejskiej

Hanna Gronkiewicz-Waltz, koncentrując się na oddaniu drugiej linii metra, nie jeździ innymi środkami transportu. Oczywiście poza pokazówkami, bo gdyby jeździła, nie tolerowałaby absurdów, które sprawiają, że stolica jest wciąż egzotycznym bazarem na tle Europy – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”.

Publikacja: 10.07.2014 22:00

Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz

Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Niedawno warszawski ratusz ogłosił walkę z pirackimi biletami w stołecznej komunikacji. Tymczasem sam powinien zawiesić na dachu czarną banderę z piszczelami, bo codziennie naciąga pasażerów podróżujących po stolicy.

Słynny reżyser Rene Pollesch, który zrealizował dwa spektakle w TR Warszawa, żalił mi się, że nasza stolica uniformizuje się i upodabnia do innych europejskich metropolii, a kiedyś było fajnie, bo mieliśmy na przykład bazar na Stadionie Dziesięciolecia i było egzotycznie.

Egzotycznie jest dalej i bynajmniej nie ze względu na to, że przygotowująca się do kampanii prezydenckiej Hanna Gronkiewicz-Waltz przechadza się po plaży przy moście Poniatowskiego, zachwalając uroki piachu, z którego nie da się wejść do wody, bo woda brudna. Egzotycznie jest dlatego, że prezydent Warszawy, koncentrując się na oddaniu drugiej linii metra, śmiem twierdzić, nie jeździ innymi środkami transportu – rzecz jasna poza pokazówkami, bo gdyby jeździła, nie tolerowałaby absurdów, które sprawiają, że stolica jest wciąż egzotycznym bazarem na tle Europy.

Notoryczny złodziej

Wyobraźmy sobie jednak, że Gronkiewicz-Waltz nie tylko w trosce o swoją reelekcję, i nie tylko w towarzystwie mediów, przylatuje do Warszawy samolotem i chce pojechać, chociażby od razu, do pracy, by jeszcze bardziej usprawnić komunikację miejską przed wyborami. Wchodzi do jednego z autobusów i okazuje się, że jeden z rodzajów biletów, który oficjalnie występuje na stronie Zarządu Transportu Miejskiego – nie jest dostępny w bardzo drogim automacie, jaki ZTM zamontowało za nasze pieniądze w autobusach.

Na czym polega wspomniany przeze mnie piracki proceder, który powinien skłonić warszawski ratusz do wywieszenia czarnej flagi na dachu? Otóż na tym, że oficjalnie w ofercie warszawskiego transportu istnieje 20-minutowy bilet na okaziciela w cenie 3,40 zł, ale ten, kto zamawiał automaty do sprzedaży biletów, jakoś nie pomyślał, by bilety obecne w oficjalnej ofercie wstawić do programu automatu. To znaczy, Drogi Podróżniku i Droga Pani Prezydent, że jeżeli ktoś znalazł się w Warszawie i jedzie autobusem na odcinku, którego pokonanie zajmuje 19 minut 59 sekund, i tak musi wydać 4,40 zł na bilet dający prawo do jazdy przez 75 minut. Choćby nie chciał!

Wiem, co mówię, ponieważ moje trasy przejazdu w weekend, kiedy korzystam ze środków transportu miejskiego, nie przekraczają 20 minut, a zawsze muszę kupować bilet na 75 minut i płacić złotówkę więcej. Nie muszę tłumaczyć, ile takich złotówek tracą podróżujący po Warszawie. Ratusz wie, jakie ma z tego tytułu wpływy, i byłoby dobrze, gdyby przekazał je na Centrum Zdrowia Matki Polki, bo uchroniłby się wtedy przed opinią notorycznego złodzieja buszującego po kieszeniach pasażerów.

Problem z warszawską komunikacją polega również na tym, że nie kupi sobie w niej biletu osoba nieużywająca kart kredytowych. A proszę mi wierzyć, że są takie – choćby dzieci. Osobiście widziałem przerażonego nastolatka, który starał się do maszyny na kartę płatniczą wrzucić bilon, by kupić bilet – i niestety nie było takiej możliwości. Albo-albo. Albo drałują na piechotę.

To nie koniec ryzykownej loterii, jaką oferuje warszawski ratusz podróżującym po Warszawie. Zdarzało mi się korzystać z tramwaju numer 10 odwożącego mnie na Dworzec Centralny z ulicy Puławskiej i zawsze starałem się być wyposażony we wszystkie możliwe środki płatnicze, ponieważ nigdy nie wiedziałem, co mnie spotka. Zastanawiałem się oto, czy przyjedzie tramwaj, który będzie wyposażony w automat, gdzie miasto skasuje ode mnie 4,40 zł za bilet na 75 minut czy też będę musiał kupić taki bilet od motorniczego, ponieważ za 3,40 oczywiście nie sprzedają. Najgorzej jest wtedy, gdy mamy kartę płatniczą, a nie posiadamy bilonu, ponieważ w starego typu tramwajach bez monet możemy czekać z bijącym coraz szybciej sercem na wizytę kontrolerów, których nic nie obchodzi, że w jednych tramwajach są tylko automaty na kartę płatniczą, w innych zaś jest tylko pan tramwajarz sprzedający bilety za bilon. Ciekawe, kto wytłumaczy ten fenomen zagranicznym turystom, skuszonym do ryzykownej wizyty w naszej stolicy hasłem „Zakochaj się w Warszawie".

Przykład wrocławski

Piszę o tym wszystkim nie z wrodzonego skąpstwa, które każe mi przeliczać złotówki wydane bez sensu w komunikacji warszawskiej. Otóż jest takie miasto w Polsce, które wygrało z Warszawą wyścig o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. To miasto nazywa się Wrocław. Urzędnicy traktują tam pasażerów komunikacji miejskiej w kulturalny sposób.

Pasażer z Warszawy nie przeżywa traumy jak w swoim rodzinnym mieście, ponieważ w każdym wagonie ma do dyspozycji automaty, które oferują wszystkie bilety obecne w ofercie wrocławskiego transportu – nie tylko te najdroższe! Proszę sobie wyobrazić, że można też wszystkie bilety kupić, używając do tego zarówno bilonu, banknotów, jak i kart płatniczych. Proszę sobie wyobrazić, że są tacy urzędnicy we Wrocławiu, którzy pomyśleli, że można zamówić taki automat niestawiający pasażera w sytuacji bez wyjścia, tylko dostosowany do jego potrzeb.

Całkiem ostatnio wziąłem udział w ankiecie rozpisanej przez ratusz na temat naszych marzeń na temat warszawskiego transportu po otwarciu drugiej linii metra. Cel był wzniosły: można było się skonsultować w sprawie nowych linii skomunikowanych z drugą linią metra.

Chciałem Panią Prezydent poinformować, że nie mam od miesiąca odpowiedzi, czy zamierza Pani uruchomić szybki autobus na linii ulica Gagarina – Metro Centrum Kopernik. Z kolei moi znajomi nie dostali odpowiedzi, czy taka linia pojedzie do Centrum Kopernik z Wilanowa. A też chcielibyśmy skorzystać z metra.

Mam nadzieję, że zajmie się Pani tym wszystkim, przechadzając się w słoneczne dni po plaży, niedaleko dawnego Stadionu Dziesięciolecia, gdzie Rene Pollesch, światowej sławy reżyser, zachwycał się bałaganem, takim jaki jest do dziś w warszawskiej komunikacji. O czym przypominam Pani Prezydent przed wyborami, bo potem będzie za późno!

Niedawno warszawski ratusz ogłosił walkę z pirackimi biletami w stołecznej komunikacji. Tymczasem sam powinien zawiesić na dachu czarną banderę z piszczelami, bo codziennie naciąga pasażerów podróżujących po stolicy.

Słynny reżyser Rene Pollesch, który zrealizował dwa spektakle w TR Warszawa, żalił mi się, że nasza stolica uniformizuje się i upodabnia do innych europejskich metropolii, a kiedyś było fajnie, bo mieliśmy na przykład bazar na Stadionie Dziesięciolecia i było egzotycznie.

Pozostało 92% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!