Niedawno warszawski ratusz ogłosił walkę z pirackimi biletami w stołecznej komunikacji. Tymczasem sam powinien zawiesić na dachu czarną banderę z piszczelami, bo codziennie naciąga pasażerów podróżujących po stolicy.
Słynny reżyser Rene Pollesch, który zrealizował dwa spektakle w TR Warszawa, żalił mi się, że nasza stolica uniformizuje się i upodabnia do innych europejskich metropolii, a kiedyś było fajnie, bo mieliśmy na przykład bazar na Stadionie Dziesięciolecia i było egzotycznie.
Egzotycznie jest dalej i bynajmniej nie ze względu na to, że przygotowująca się do kampanii prezydenckiej Hanna Gronkiewicz-Waltz przechadza się po plaży przy moście Poniatowskiego, zachwalając uroki piachu, z którego nie da się wejść do wody, bo woda brudna. Egzotycznie jest dlatego, że prezydent Warszawy, koncentrując się na oddaniu drugiej linii metra, śmiem twierdzić, nie jeździ innymi środkami transportu – rzecz jasna poza pokazówkami, bo gdyby jeździła, nie tolerowałaby absurdów, które sprawiają, że stolica jest wciąż egzotycznym bazarem na tle Europy.
Notoryczny złodziej
Wyobraźmy sobie jednak, że Gronkiewicz-Waltz nie tylko w trosce o swoją reelekcję, i nie tylko w towarzystwie mediów, przylatuje do Warszawy samolotem i chce pojechać, chociażby od razu, do pracy, by jeszcze bardziej usprawnić komunikację miejską przed wyborami. Wchodzi do jednego z autobusów i okazuje się, że jeden z rodzajów biletów, który oficjalnie występuje na stronie Zarządu Transportu Miejskiego – nie jest dostępny w bardzo drogim automacie, jaki ZTM zamontowało za nasze pieniądze w autobusach.
Na czym polega wspomniany przeze mnie piracki proceder, który powinien skłonić warszawski ratusz do wywieszenia czarnej flagi na dachu? Otóż na tym, że oficjalnie w ofercie warszawskiego transportu istnieje 20-minutowy bilet na okaziciela w cenie 3,40 zł, ale ten, kto zamawiał automaty do sprzedaży biletów, jakoś nie pomyślał, by bilety obecne w oficjalnej ofercie wstawić do programu automatu. To znaczy, Drogi Podróżniku i Droga Pani Prezydent, że jeżeli ktoś znalazł się w Warszawie i jedzie autobusem na odcinku, którego pokonanie zajmuje 19 minut 59 sekund, i tak musi wydać 4,40 zł na bilet dający prawo do jazdy przez 75 minut. Choćby nie chciał!