Powstanie Warszawskie. Warszawskie dzieci w boju

W sierpniu 1944 roku na ulicach stolicy walczyło ponad tysiąc małych powstańców. Niemcy nie mieli dla nich litości.

Publikacja: 02.08.2014 15:00

Waldemar Nowakowski w chwili wybuchu powstania miał zaledwie 12 lat.

Waldemar Nowakowski w chwili wybuchu powstania miał zaledwie 12 lat.

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski Krzysztof Skłodowski

Teoretycznie w Powstaniu Warszawskim mogli walczyć ci, którzy ukończyli 16 lat. W praktyce było inaczej. Na stołecznych barykadach pojawiały się już nawet dziewięcioletnie dzieci.

– Trudno podać dokładną liczbę najmłodszych powstańców. Problem jest bowiem nawet z dokładnymi obliczeniami dotyczącymi całości regularnych sił powstańczych – mówi „Rz" Mariusz Olczak, historyk Polskiego Państwa Podziemnego. Dodaje jednak, że zwykle tę grupę powstańców szacuje się na 1100–1200 osób. – W nielicznych przypadkach prowadzono w oddziałach ich ewidencję, część młodych ludzi przystępowała jednak do oddziałów powstańczych na bieżąco w czasie walk – wyjaśnia historyk.

Wkręcić się do walki

Jerzy Turzewski ps. Karwowski, najmłodszy powstaniec ze Starówki (104. kompania AK), działalność konspiracyjną rozpoczął od przenoszenia bibuły.

– Byłem wychowywany w duchu patriotycznym. Sam się do tego rwałem – opowiada Turzewski, który w godzinie W miał 13 lat. – Psychicznie i duchowo czułem się dorosły. Przeżyłem przecież prawie pięć lat okupacji – wspomina.

W trakcie walk mali powstańcy nie strzelali. Pełnili funkcje pomocnicze jako sanitariusze i łącznicy.

Na udział w walkach miał zgodę matki, ale wymusił ją szantażem. – Powiedziałem jej, że jeśli się zgodzi, to będzie wiedziała, gdzie jestem, jeśli nie, to ucieknę i nie będzie wiedziała. Nie miała wyjścia – opowiada.

Ale trzeba było jeszcze przekonać dowódców. Turzewski zgłosił się do oddziału stacjonującego przy ul. Świętojerskiej 16 w fabryce firanek Feinkinda. – Dowódca pyta, ile mam lat? A ja pewnie odpowiadam, że wchodzę w 16. rok życia. On tylko się uśmiecha i stwierdza, że będę noszowym i łącznikiem – wspomina powstaniec.

Nie był z tego zadowolony. – Chciałem pójść do oddziału szturmowego – dodaje. – Powiedziałem więc dowódcy, że spełniam warunki. – Jakie warunki? – zapytał. – Jestem kawalerem. Nie mam żony i dzieci. Jeśli będę ranny czy zginę, to straty będą mniejsze. Dowódcy to jednak nie przekonało.

Spryt pomógł także Waldemarowi Nowakowskiemu ps. Gacek (zgrupowanie „Waligóra"), który 1 sierpnia 1944 r. miał ukończone zaledwie 12 lat. Powstanie zastało go na ul. Obozowej. Gdy usłyszał pierwsze strzały, pobiegł do pobliskiego szpitala polowego. Tam trwała zbiórka powstańczego oddziału.

– Stanąłem w ostatnim rzędzie i powiedziałem „strzelec Waldemar melduje się posłusznie do służby" – wspomina. Meldować nauczył się w domu, bo jego ojciec był wojskowym. – Od zawsze otaczali mnie żołnierze. Meldować nauczyłem się wcześniej niż pacierza – opowiada pan Waldemar.

Uwierzyli mu i dostał powstańczą opaskę.

Do służby ojczyźnie od najmłodszych lat był też przygotowywany Jerzy Grzelak ps. Pilot. W chwili wybuchu powstania miał dziewięć lat, ale już od czwartego roku życia uczestniczył w spotkaniach osób związanych z konspiracją.

– O konieczności walki z okupantem znajomi rodziców rozmawiali w naszym domu już w grudniu 1939 r. Byłem małym dzieckiem, ale te rozmowy przez całe lata toczyły się przy mnie – opowiada.

Był więc pewien, że należy zaangażować się w walkę. Ostatecznie się utwierdził, kiedy na jego oczach Niemcy rozstrzelali dużą grupę cywilów. – To był odwet za zabicie jakiegoś Niemca. Stałem z matką tak blisko, że dokładnie widziałem rozlewającą się na boki krew. Dziecko, które coś takiego widzi, nie ma wątpliwości, czy należy walczyć z okupantem – opowiada.

W działalność konspiracyjną wciągnęli go znajomi ojca – wcześniej żołnierza 26. Pułku Ułanów Wielkopolskich. Jego pierwszym zadaniem było obserwowanie Ukraińca, który regularnie odwiedzał mieszkającą w tej samej kamienicy co on prostytutkę. W jej mieszkaniu regularnie odbywały się orgie z udziałem Niemców. Ten Ukrainiec wszedł w struktury podziemne i donosił okupantom na kolegów. Dzięki pracy „Pilota" konfidenta usunięto.

Dzieci nie strzelały

– Najwięcej młodych powstańców było w Śródmieściu Północnym i Południowym, czyli w dzielnicach, w których walki były mniej intensywne, a ich służba mogła być bardziej użyteczna. Z kolei ich procent był mniejszy tam, gdzie dochodziło do gwałtownych walk, jak na Woli, na Starym Mieście czy też na Czerniakowie – tłumaczy Olczak. Dodaje, że wbrew propagandzie młodzi nie strzelali, a jedynie pełnili służbę pomocniczą – byli sanitariuszami, łącznikami, przenosili amunicję, lekarstwa i pocztę.

Ale nie było im łatwo. Dzieci często dostawały trudne zadania, bo było im łatwiej przemykać przez ogarnięte walkami miasto. Wiedzieli o tym także niemieccy snajperzy, którzy bez skrupułów strzelali do nich.

Grzelaka po wyśledzeniu Ukraińca coraz częściej angażowano w konspirację. Obserwował np. kino Olimp, gdzie koledzy wpuszczali gaz.

– Wiadomo, że „tylko świnie siedzą w kinie", a dochód ze sprzedaży biletów szedł na zbrojenia – wyjaśnia. Szykował też żarówki z atramentem w środku, które potem rzucał na wielką sięgającą ziemi flagę ze swastyką. – Niemcy rozwieszali ją na rogu Madalińskiego i Puławskiej w przejętym domu Wedla. Kiedy taka żarówka rozbijała się przy uderzeniu, zalewała atramentem flagę. Satysfakcja, gdy się trafiło, była ogromna – opowiada.

To było jednak przed powstaniem. W godzinie W mały chłopiec stanął z opaską na ramieniu przy ulicy Konduktorskiej i kierował innych powstańców na Belgijską 5, gdzie był sztab szwoleżerów. Później zlecano mu głównie przenoszenie amunicji i lekarstw, obserwowanie za pomocą lornetki terenu. Pod koniec powstania przekazywał dobre wiadomości cywilom ukrytym w piwnicach.

– O złych rzeczach nie mówiłem, choć coraz bardziej zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że o wygranej nie możemy marzyć – dodaje.

Z kolei Nowakowski był jednym z najsprawniejszych łączników na Woli. Jako pierwsze zadanie dostał przedarcie się z meldunkami do Szpitala Wolskiego. – Znałem te okolice. Każdy kamień – wspomina powstaniec.

Potem jeszcze wielokrotnie przenosił meldunki, amunicję i leki. Czterokrotnie przechodził linię kolejową.

– Mówili, że się nie da przejść, ale mi się udało. Strzelali z lewej, strzelali z prawej, ale można było się przedostać – opowiada powstaniec.

Życiowa trauma

– Dla dzieci-powstańców miesiące spędzone w walczącej Warszawie były największym życiowym przeżyciem, które odcisnęło trwałe piętno na ich dalszym losie – uważa Mariusz Olczak.

Dodaje, że po zakończeniu II wojny światowej nie obejmowano opieką psychologiczną żołnierzy AK i Szarych Szeregów. – Nikt nie diagnozował stresu pola walki, jak to się dzieje obecnie w przypadku żołnierzy wracających z misji wojennych – zauważa historyk. – Przeciwnie, groziły im represje ze strony ludowej władzy.

„Karwowski" najgorzej wspomina dzień wybuchu ciągnika na Starówce. Zginęło niemal 300 Polaków. A on razem z grupą harcerzy był tuż obok. – Zebraliśmy puste butelki, w które wkładaliśmy dowód ofiary, legitymację powstańczą czy łańcuszki i te butelki chowaliśmy razem z zabitymi w zbiorowym grobie – wspomina. – Widok tych ciał był okropny. Wiele osób miało pourywane kończyny, rozerwane ciało, wielu było nagich, bo eksplozja rozerwała ubrania – mówi powstaniec.

Wspomina też, jak to innym razem nie miał kto przenieść rannych. Powstańcy prosili o pomoc ludzi chowających się w piwnicy, ale nikt nie chciał,

– Dowódca dał nam wtedy broń. Wymierzyłem w ludzi i wtedy nam pomogli. To była jedna z najgorszych sytuacji. Celowałem do swoich – wspomina.

Los nie oszczędzał także Grzelaka.

– Nigdy nie zapomnę lufy karabinu wymierzonego m.in. we mnie, w moją mamę. Niemcy chcieli nas rozstrzelać za to, że wbrew rozkazowi nie opuściliśmy naszego domu i z grupą sąsiadów zostaliśmy w piwnicy – opowiada.

Niemiecki generał obiecał darować im życie, jeśli sąsiadka, która zabawiała się z Niemcami, spędzi z nim noc. Kobieta się zgodziła. – Sąsiedzi wyjechali. My zostaliśmy, bo się baliśmy, że nas wyda. Ja byłem w powstaniu, mój ojciec też. A mama nieraz zwracała jej uwagę na niestosowne zachowanie – mówi Grzelak.

Po ok. sześciu tygodniach ponownie znalazło ich gestapo. – Myśleliśmy, że tym razem nie przeżyjemy. Zabrano nas na gestapo. Jeden z oficerów powiedział, żebyśmy pojechali do obozu w Pruszkowie. Miał syna w moim wieku – wspomina Grzelak. Dodaje, że dziś z niepokojem obserwuje to, co dzieje się na Ukrainie. – Boję się, że to doprowadzi do czegoś bardzo złego – podsumowuje.

Teoretycznie w Powstaniu Warszawskim mogli walczyć ci, którzy ukończyli 16 lat. W praktyce było inaczej. Na stołecznych barykadach pojawiały się już nawet dziewięcioletnie dzieci.

– Trudno podać dokładną liczbę najmłodszych powstańców. Problem jest bowiem nawet z dokładnymi obliczeniami dotyczącymi całości regularnych sił powstańczych – mówi „Rz" Mariusz Olczak, historyk Polskiego Państwa Podziemnego. Dodaje jednak, że zwykle tę grupę powstańców szacuje się na 1100–1200 osób. – W nielicznych przypadkach prowadzono w oddziałach ich ewidencję, część młodych ludzi przystępowała jednak do oddziałów powstańczych na bieżąco w czasie walk – wyjaśnia historyk.

Pozostało 92% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!