To prawda. Pisaliśmy niedawno w „Rz", że radzą sobie świetnie, nie pojechali nawet za granicę, gdy kusili ich Niemcy.
W Banku Zachodnim WBK pracuje grubo ponad 1 tys. informatyków; żartem można byłoby powiedzieć, że jesteśmy dużą firmą informatyczną. I nasze doświadczenia są jednoznaczne: informatycy to cichy, ale wielki sukces Polski. Powinniśmy ten diament szlifować i dbać o niego, by gdzieś nie zgubić. Wiedza i specjalizacja w informatyce mogą się stać silnym, naprawdę silnym magnesem, którym moglibyśmy ściągać nad Wisłę zagraniczne firmy. Nasi informatycy zapewniliby im pierwszorzędną obsługę IT.
To chyba jednak za mało. Polska jest jednym z nielicznych krajów, które w systemie podatkowym nie widzi wysiłku innowacyjnego firm. Czy biznes oczekuje zmiany tego podejścia?
Biznes jak najbardziej oczekuje wspierania innowacyjności przez państwo. Tak się dzieje na całym świecie. Przy prezydencie USA pracuje specjalna rada naukowców, która wyszukuje innowacyjne trendy z największym gospodarczym potencjałem. Dobrze, że importujemy kapitał, ale powinniśmy go także eksportować, a dodatkowo prowadzić innowacyjne projekty tu, w kraju. W ten sposób często dążymy też do repatriacji obecnych na naszym rynku firm (ich odkupywania przez krajowych inwestorów – red.), co jest pożądane dla naszej gospodarki. W tym kontekście dostrzegamy silną potrzebę wprowadzenia zachęt dla inwestycji w innowacje.
Rząd powtarza jednak, że w następnej perspektywie unijnej, na lata 2014–2020, jest mnóstwo pieniędzy na badania czy innowacje. Czy to wystarczy?
Zgadzam się ze strategią przesuwania akcentów w kierunku budowy gospodarki opartej na wiedzy. Ważna jest także jakość zmian. Unijne pieniądze mogą iść ślepym torem konsumpcji, nie do końca potrzebnych inwestycji, albo się przyczynić do rozwoju kraju. Przyczynią się, jeśli zwiększą nasz potencjał w dziedzinie wykorzystania technologii.
Jak?
Jeśli rząd wprowadziłby ulgi na innowacje, ryzyko obojętnego z punktu widzenia rozwoju kraju wykorzystywania unijnych środków zmalałoby, bo to firmy podejmowałyby decyzje o inwestycjach. W przypadku środków z UE decyzje podejmują często urzędnicy. Do tego publiczny pieniądz jest łatwiejszy i, niestety, dlatego często mniej szanowany. Sztuka polega na tym, by innowacje, które rodzą się w laboratoriach, znalazły zastosowanie w gospodarce.
Czy kapitał ma narodowość?
Oczywiście. Do kryzysu w 2008 roku świat wolał o tym nie pamiętać w epoce „końca historii" po zimnej wojnie. Trochę zapomnieliśmy, że „business is business" w każdej epoce. Naturalne więc było, że zagraniczne podmioty używały narracji o kapitale bez narodowości, by na słabszych rynkach zyskać przewagę na wszelkich możliwych polach. Tymczasem o narodowe interesy warto zabiegać, w gospodarce przede wszystkim. Bo silniejszy polski kapitał to większa konkurencyjność naszego kraju i lepsza sytuacja jego obywateli. To także lepiej dla tych firm zagranicznych, które budują konkurencyjny biznes u nas w kraju.
— rozmawiał? Bartosz Marczuk
Mateusz Morawiecki od 2007 roku kieruje Bankiem Zachodnim WBK. ?Syn Kornela, w czasach PRL twórcy „Solidarności Walczącej". Sam też ?ma bogatą kartę opozycyjną. Od 1980 roku m.in. drukarz niezależnego pisma „Biuletyn Dolnośląski" i kolporter ?prasy podziemnej.