Wbrew temu, co twierdzi Michał Szułdrzyński („Prawica oburzonych", „Rz" z 31 grudnia 2014 r. – 1 stycznia 2015 r.), głośny protest opozycji nie musi być wcale objawem jej słabości. Wszystko zależy od tego, w jakim odbywa się kontekście i kogo mobilizuje.
Jak protestować z kluczem
To bodaj najsłabsza z tez, jakie w swoim tekście postawił Szułdrzyński. Protest bowiem – zwłaszcza masowy i cieszący się szerokim poparciem – jest normalnym instrumentem zaznaczania swojej obecności w polityce, wywierania na rządzących presji i pokazywania swojej siły, czyli przeliczenia się.
Problemem PiS i oznaką jego ewentualnej słabości nie jest zatem sam fakt, że protesty organizuje. Problemem jest, że opozycja nie posiada klucza – a nawet nie próbuje go chyba znaleźć – do przezwyciężenia blokującego jej szanse na zwycięstwo głębokiego podziału plemiennego.
Dlatego właśnie protest – jak choćby ostatni marsz 13 grudnia – nie staje się narzędziem mobilizowania nowych wyborców, niezbędnych do wygrania wyborów w takiej proporcji, aby móc sprawować władzę, a jedynie środkiem umacniania już przekonanych, którzy i tak pójdą zagłosować.
Ten akurat przykład można uznać za sztandarowy ze względu na ostry przekaz, na który w tamtym momencie postawił Jarosław Kaczyński, mówiąc o „sfałszowanych wyborach", a zarazem nie dysponując zbiorem twardych dowodów takiego centralnie zaplanowanego fałszerstwa.